our empire
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


.
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Rezydencja De von Wangol

Go down 
+3
Isabel de von Wangol
Rosemary de von Wangol
Leilla Carter
7 posters
Idź do strony : 1, 2, 3, 4  Next
AutorWiadomość
Leilla Carter
Admin
Leilla Carter


Age : 25
Skąd : Londyn
Partner : mama kogoś szuka...
Posada : utrzymanka rodziców

Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptySob 14 Lis - 14:46:50

ZEWNĄTRZ

[/img:e8b0]


KUCHNIA

[/img:e8b0]


SALON




JADALNIA

[/img:e8b0]


ŁAZIENKA

[/img:e8b0]

SYPIALNIA ISABEL

[/img:e8b0]

POKÓJ ALEXA

[/img:e8b0]


POKÓJ ROSEMARY

[/img:e8b0]
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptySob 14 Lis - 23:03:48

Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek nie chciał być w jakimś miejscu i zrobiłby wszystko, aby do niego nie trafić to jest tą osobą Nattalea Parker. A dlaczego? Otóż chodzi o to, że mama kazała jej założyć sukienkę, RÓŻOWĄ sukienkę. Oczywiście, ona utrzymywała, iż to pudrowy róż, ale dla młodej Parkerówny - róż jest różem, nie ważne czy PUDROWYM, czy jakimkolwiek innym.
Powiecie, w czym problem? To tylko sukienka. Oj nie, gdyby nie chodziło o Nattaleę Parker, a o zwykłą osobę, to może by problemu nie było. Niestety, ona miała problem! NIGDY W ŻYCIU NIE ZAŁOŻYŁA PUBLICZNIE RÓŻOWEJ SUKIENKI! I w dodatku kazali jej założyć szpilki! Rozumiecie? Nattalea Daneila Parker, która na nogach nigdy nie miała obcasów, miała wystąpić w szpilkach?
Kiedy Parkerowie byli już maksymalnie spóźnieni, Natt w końcu wbiła się w kreacje i zeszła na dół. I mogli jechać.
Zauważyła, że to musi być jakieś wielkie święto - ślub albo coś. Bo rodzicie nigdy, ale to nigdy nie zmuszali jej do ubierania czegokolwiek, czego nie chciała ubrać. Poza tym, Leon, tak, ten Leon Parker, był wystrojony w garnitur, białą koszulę i muszkę! MUSZKĘ! Leon przecież nie nosi muszek. Dobra, często ubiera koszule, marynarki i ogólnie wygląda jak adwokat, ale żeby ubrał muszkę?!
Do tego Noelia... Jak zwykle błyszczy, nie byłoby dnia w którym nie wyglądałaby tak perfekcyjnie. A przecież ona nawet nie widzi tego jak jest ubrana! To po co się stroi?
Niezadowolona Natt wysiadła z samochodu, wiedząc co ją czeka. Tak, kolacja z rodziną De von Wangol. Jak ona tego nie znosiła - wiedziała, że nikt jej tam nie lubi. Oni nawet jej nie tolerowali! Nie rozumiała po co zapraszali CAŁĄ rodzinę. No po co im to?
Cóż... pod groźbą zabrania wszystkich kart kredytowych i każdej najmniejszej rzeczy związanych ze  sportem, weszła do środka jako ostatnia. A szła tam jak na ścięcie.
W przeciwieństwie do Leona i tej, jak jej tam? Noelii, tak. Tak się nazywała. Jak zwykle rozmawiali sobie i się śmiali. Zadowoleni z życia jak nie wiem.
- Nattalea, pamiętaj, że jesteś tu gościem - ostrzegła ją mama, a ta obdarowała rodzicielkę jednym z najbrzydszych (w jej umyśle) uśmiechów, mówiącym "Jestem grzeczna".


Ostatnio zmieniony przez Noelia Oliváres Mendoza dnia Nie 22 Lis - 21:32:08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Rosemary de von Wangol

Rosemary de von Wangol


Age : 26
Skąd : Cardiff
Partner : Leon Parker

Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptySob 14 Lis - 23:26:00

Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek nie chciał być w jakimś miejscu i zrobiłby wszystko, aby do niego nie trafić to jest tą osobą Nattalea Parker. A dlaczego? Otóż chodzi o to, że mama kazała jej założyć sukienkę, RÓŻOWĄ sukienkę. Oczywiście, ona utrzymywała, iż to pudrowy róż, ale dla młodej Parkerówny - róż jest różem, nie ważne czy PUDROWYM, czy jakimkolwiek innym.
Powiecie, w czym problem? To tylko sukienka. Oj nie, gdyby nie chodziło o Nattaleę Parker, a o zwykłą osobę, to może by problemu nie było. Niestety, ona miała problem! NIGDY W ŻYCIU NIE ZAŁOŻYŁA PUBLICZNIE RÓŻOWEJ SUKIENKI! I w dodatku kazali jej założyć szpilki! Rozumiecie? Nattalea Daneila Parker, która na nogach nigdy nie miała obcasów, miała wystąpić w szpilkach?
Kiedy Parkerowie byli już maksymalnie spóźnieni, Natt w końcu wbiła się w kreacje i zeszła na dół. I mogli jechać.
Zauważyła, że to musi być jakieś wielkie święto - ślub albo coś. Bo rodzicie nigdy, ale to nigdy nie zmuszali jej do ubierania czegokolwiek, czego nie chciała ubrać. Poza tym, Leon, tak, ten Leon Parker, był wystrojony w garnitur, białą koszulę i muszkę! MUSZKĘ! Leon przecież nie nosi muszek. Dobra, często ubiera koszule, marynarki i ogólnie wygląda jak adwokat, ale żeby ubrał muszkę?!
Do tego Noelia... Jak zwykle błyszczy, nie byłoby dnia w którym nie wyglądałaby tak perfekcyjnie. A przecież ona nawet nie widzi tego jak jest ubrana! To po co się stroi?
Niezadowolona Natt wysiadła z samochodu, wiedząc co ją czeka. Tak, kolacja z rodziną De von Wangol. Jak ona tego nie znosiła - wiedziała, że nikt jej tam nie lubi. Oni nawet jej nie tolerowali! Nie rozumiała po co zapraszali CAŁĄ rodzinę. No po co im to?
Cóż... pod groźbą zabrania wszystkich kart kredytowych i każdej najmniejszej rzeczy związanych ze  sportem, weszła do środka jako ostatnia. A szła tam jak na ścięcie.
W przeciwieństwie do Leona i tej, jak jej tam? Noelii, tak. Tak się nazywała. Jak zwykle rozmawiali sobie i się śmiali. Zadowoleni z życia jak nie wiem.
- Nattalea, pamiętaj, że jesteś tu gościem - ostrzegła ją mama, a ta obdarowała rodzicielkę jednym z najbrzydszych (w jej umyśle) uśmiechów, mówiącym "Jestem grzeczna".
Rosemary to Rosemary ona zawsze żyje w swoim świecie, wyjątkowo dzisiejszego dnia odpuściła sobie zbiórkę harcerzy dla kolacji z rodziną i przyjaciółmi rodziny. Ona, jak to zwykle ma w zwyczaju, uważa, że każdy człowiek jest dobry i każdego należy lubić, a przynajmniej szanować. To dziecko lubiło wszystkich, z wyjątkiem rodzeństwa, ale oni nie lubili jej. Przeczesywała właśnie włosy w pokoju i patrzyła na swoje lustrzane odbicie uśmiechając się. Cieszyła się, że będzie mogła spędzić tak interesujący wieczór. Nattaela jest wyjątkowo... ciekawą osobą. Leon i Noeila są mili i lubi z nimi rozmawiać, więc nie będzie źle! Do tego Isabel od pewnego czasu zachowuje się inaczej... jest jakby... milsza? To na pewno przez ten materiał o orkach, który pokazała jej w zeszłym tygodniu! To takie okropne, że niektóre zwierzęta są zabijane tylko i wyłącznie by ludzie mogli na tym zarobić! No jak tak można? Przecież to... nieludzkie!
Poprawiła swoją czarną sukienkę i jeszcze raz przejechała po ustach czerwoną pomadką zabraną matce, miała nadzieję, że ta nie zorientuje się, iż kolor pochodzi z jej kolekcji (marne szansę, Jane nie jest głupia). Wyszła z pokoju wcześniej, wyłączyła ładowarkę ze swojego telefonu z prądu, zgasiła światło i upewniła się, że Alexa nie ma w domu. Będzie miał problemy! Ojciec wyraźnie powiedział, że mają zostać w domu!
Zeszła na dół i gdy zobaczyła Noeilę i od razu się do niej przytula.
- Noeillanoeilanoeilanoeilaaaaa!
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptySob 14 Lis - 23:32:51

Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek nie chciał być w jakimś miejscu i zrobiłby wszystko, aby do niego nie trafić to jest tą osobą Nattalea Parker. A dlaczego? Otóż chodzi o to, że mama kazała jej założyć sukienkę, RÓŻOWĄ sukienkę. Oczywiście, ona utrzymywała, iż to pudrowy róż, ale dla młodej Parkerówny - róż jest różem, nie ważne czy PUDROWYM, czy jakimkolwiek innym.
Powiecie, w czym problem? To tylko sukienka. Oj nie, gdyby nie chodziło o Nattaleę Parker, a o zwykłą osobę, to może by problemu nie było. Niestety, ona miała problem! NIGDY W ŻYCIU NIE ZAŁOŻYŁA PUBLICZNIE RÓŻOWEJ SUKIENKI! I w dodatku kazali jej założyć szpilki! Rozumiecie? Nattalea Daneila Parker, która na nogach nigdy nie miała obcasów, miała wystąpić w szpilkach?
Kiedy Parkerowie byli już maksymalnie spóźnieni, Natt w końcu wbiła się w kreacje i zeszła na dół. I mogli jechać.
Zauważyła, że to musi być jakieś wielkie święto - ślub albo coś. Bo rodzicie nigdy, ale to nigdy nie zmuszali jej do ubierania czegokolwiek, czego nie chciała ubrać. Poza tym, Leon, tak, ten Leon Parker, był wystrojony w garnitur, białą koszulę i muszkę! MUSZKĘ! Leon przecież nie nosi muszek. Dobra, często ubiera koszule, marynarki i ogólnie wygląda jak adwokat, ale żeby ubrał muszkę?!
Do tego Noelia... Jak zwykle błyszczy, nie byłoby dnia w którym nie wyglądałaby tak perfekcyjnie. A przecież ona nawet nie widzi tego jak jest ubrana! To po co się stroi?
Niezadowolona Natt wysiadła z samochodu, wiedząc co ją czeka. Tak, kolacja z rodziną De von Wangol. Jak ona tego nie znosiła - wiedziała, że nikt jej tam nie lubi. Oni nawet jej nie tolerowali! Nie rozumiała po co zapraszali CAŁĄ rodzinę. No po co im to?
Cóż... pod groźbą zabrania wszystkich kart kredytowych i każdej najmniejszej rzeczy związanych ze  sportem, weszła do środka jako ostatnia. A szła tam jak na ścięcie.
W przeciwieństwie do Leona i tej, jak jej tam? Noelii, tak. Tak się nazywała. Jak zwykle rozmawiali sobie i się śmiali. Zadowoleni z życia jak nie wiem.
- Nattalea, pamiętaj, że jesteś tu gościem - ostrzegła ją mama, a ta obdarowała rodzicielkę jednym z najbrzydszych (w jej umyśle) uśmiechów, mówiącym "Jestem grzeczna".
Rosemary to Rosemary ona zawsze żyje w swoim świecie, wyjątkowo dzisiejszego dnia odpuściła sobie zbiórkę harcerzy dla kolacji z rodziną i przyjaciółmi rodziny. Ona, jak to zwykle ma w zwyczaju, uważa, że każdy człowiek jest dobry i każdego należy lubić, a przynajmniej szanować. To dziecko lubiło wszystkich, z wyjątkiem rodzeństwa, ale oni nie lubili jej. Przeczesywała właśnie włosy w pokoju i patrzyła na swoje lustrzane odbicie uśmiechając się. Cieszyła się, że będzie mogła spędzić tak interesujący wieczór. Nattaela jest wyjątkowo... ciekawą osobą. Leon i Noeila są mili i lubi z nimi rozmawiać, więc nie będzie źle! Do tego Isabel od pewnego czasu zachowuje się inaczej... jest jakby... milsza? To na pewno przez ten materiał o orkach, który pokazała jej w zeszłym tygodniu! To takie okropne, że niektóre zwierzęta są zabijane tylko i wyłącznie by ludzie mogli na tym zarobić! No jak tak można? Przecież to... nieludzkie!
Poprawiła swoją czarną sukienkę i jeszcze raz przejechała po ustach czerwoną pomadką zabraną matce, miała nadzieję, że ta nie zorientuje się, iż kolor pochodzi z jej kolekcji (marne szansę, Jane nie jest głupia). Wyszła z pokoju wcześniej, wyłączyła ładowarkę ze swojego telefonu z prądu, zgasiła światło i upewniła się, że Alexa nie ma w domu. Będzie miał problemy! Ojciec wyraźnie powiedział, że mają zostać w domu!
Zeszła na dół i gdy zobaczyła Noeilę i od razu się do niej przytula.
- Noeillanoeilanoeilanoeilaaaaa!
Noelia się zaśmiała i także przytuliła miłą osóbkę. Ona, jako gość Parkerów, była zaszczycona, że rodzice Rosemary uwzględnili ją także w zaproszeniu na kolację. W końcu kto by się przejmował biedną, ślepą dziewczyną? Po co im ona? Niech zostanie w domu! A oni myśleli inaczej. Zaprosili ją. Rodzina De von Wangol była dla niej taka miła. I to wszyscy. Uwielbiała ich.
- Rosemary! - powiedziała, rozpoznając ją. No bo przepraszam bardzo. Chyba nie trudno rozpoznać kogoś, kto się na ciebie rzuca za każdym razem, gdy cię widzi, prawda? - Co słychać? - zapytała.
Osobiście, Noelia popierała podejście Rosemary do wszystkiego - ratowanie orek, pomaganie ludziom, zwierzątkom i innym istotką. W sumie sama robiła by więcej niż ofiarowanie kieszonkowego (które wcale nie było takie małe!) na akcje charytatywne, ale uważała, że ślepa osoba... cóż, raczej nie wiele osiągnie w tego typu akcjach.


Ostatnio zmieniony przez Noelia Oliváres Mendoza dnia Nie 22 Lis - 21:32:35, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Rosemary de von Wangol

Rosemary de von Wangol


Age : 26
Skąd : Cardiff
Partner : Leon Parker

Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptySob 14 Lis - 23:53:17

Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek nie chciał być w jakimś miejscu i zrobiłby wszystko, aby do niego nie trafić to jest tą osobą Nattalea Parker. A dlaczego? Otóż chodzi o to, że mama kazała jej założyć sukienkę, RÓŻOWĄ sukienkę. Oczywiście, ona utrzymywała, iż to pudrowy róż, ale dla młodej Parkerówny - róż jest różem, nie ważne czy PUDROWYM, czy jakimkolwiek innym.
Powiecie, w czym problem? To tylko sukienka. Oj nie, gdyby nie chodziło o Nattaleę Parker, a o zwykłą osobę, to może by problemu nie było. Niestety, ona miała problem! NIGDY W ŻYCIU NIE ZAŁOŻYŁA PUBLICZNIE RÓŻOWEJ SUKIENKI! I w dodatku kazali jej założyć szpilki! Rozumiecie? Nattalea Daneila Parker, która na nogach nigdy nie miała obcasów, miała wystąpić w szpilkach?
Kiedy Parkerowie byli już maksymalnie spóźnieni, Natt w końcu wbiła się w kreacje i zeszła na dół. I mogli jechać.
Zauważyła, że to musi być jakieś wielkie święto - ślub albo coś. Bo rodzicie nigdy, ale to nigdy nie zmuszali jej do ubierania czegokolwiek, czego nie chciała ubrać. Poza tym, Leon, tak, ten Leon Parker, był wystrojony w garnitur, białą koszulę i muszkę! MUSZKĘ! Leon przecież nie nosi muszek. Dobra, często ubiera koszule, marynarki i ogólnie wygląda jak adwokat, ale żeby ubrał muszkę?!
Do tego Noelia... Jak zwykle błyszczy, nie byłoby dnia w którym nie wyglądałaby tak perfekcyjnie. A przecież ona nawet nie widzi tego jak jest ubrana! To po co się stroi?
Niezadowolona Natt wysiadła z samochodu, wiedząc co ją czeka. Tak, kolacja z rodziną De von Wangol. Jak ona tego nie znosiła - wiedziała, że nikt jej tam nie lubi. Oni nawet jej nie tolerowali! Nie rozumiała po co zapraszali CAŁĄ rodzinę. No po co im to?
Cóż... pod groźbą zabrania wszystkich kart kredytowych i każdej najmniejszej rzeczy związanych ze  sportem, weszła do środka jako ostatnia. A szła tam jak na ścięcie.
W przeciwieństwie do Leona i tej, jak jej tam? Noelii, tak. Tak się nazywała. Jak zwykle rozmawiali sobie i się śmiali. Zadowoleni z życia jak nie wiem.
- Nattalea, pamiętaj, że jesteś tu gościem - ostrzegła ją mama, a ta obdarowała rodzicielkę jednym z najbrzydszych (w jej umyśle) uśmiechów, mówiącym "Jestem grzeczna".
Rosemary to Rosemary ona zawsze żyje w swoim świecie, wyjątkowo dzisiejszego dnia odpuściła sobie zbiórkę harcerzy dla kolacji z rodziną i przyjaciółmi rodziny. Ona, jak to zwykle ma w zwyczaju, uważa, że każdy człowiek jest dobry i każdego należy lubić, a przynajmniej szanować. To dziecko lubiło wszystkich, z wyjątkiem rodzeństwa, ale oni nie lubili jej. Przeczesywała właśnie włosy w pokoju i patrzyła na swoje lustrzane odbicie uśmiechając się. Cieszyła się, że będzie mogła spędzić tak interesujący wieczór. Nattaela jest wyjątkowo... ciekawą osobą. Leon i Noeila są mili i lubi z nimi rozmawiać, więc nie będzie źle! Do tego Isabel od pewnego czasu zachowuje się inaczej... jest jakby... milsza? To na pewno przez ten materiał o orkach, który pokazała jej w zeszłym tygodniu! To takie okropne, że niektóre zwierzęta są zabijane tylko i wyłącznie by ludzie mogli na tym zarobić! No jak tak można? Przecież to... nieludzkie!
Poprawiła swoją czarną sukienkę i jeszcze raz przejechała po ustach czerwoną pomadką zabraną matce, miała nadzieję, że ta nie zorientuje się, iż kolor pochodzi z jej kolekcji (marne szansę, Jane nie jest głupia). Wyszła z pokoju wcześniej, wyłączyła ładowarkę ze swojego telefonu z prądu, zgasiła światło i upewniła się, że Alexa nie ma w domu. Będzie miał problemy! Ojciec wyraźnie powiedział, że mają zostać w domu!
Zeszła na dół i gdy zobaczyła Noeilę i od razu się do niej przytula.
- Noeillanoeilanoeilanoeilaaaaa!
Noelia się zaśmiała i także przytuliła miłą osóbkę. Ona, jako gość Parkerów, była zaszczycona, że rodzice Rosemary uwzględnili ją także w zaproszeniu na kolację. W końcu kto by się przejmował biedną, ślepą dziewczyną? Po co im ona? Niech zostanie w domu! A oni myśleli inaczej. Zaprosili ją. Rodzina De von Wangol była dla niej taka miła. I to wszyscy. Uwielbiała ich.
- Rosemary! - powiedziała, rozpoznając ją. No bo przepraszam bardzo. Chyba nie trudno rozpoznać kogoś, kto się na ciebie rzuca za każdym razem, gdy cię widzi, prawda? - Co słychać? - zapytała.
Osobiście, Noelia popierała podejście Rosemary do wszystkiego - ratowanie orek, pomaganie ludziom, zwierzątkom i innym istotką. W sumie sama robiła by więcej niż ofiarowanie kieszonkowego (które wcale nie było takie małe!) na akcje charytatywne, ale uważała, że ślepa osoba... cóż, raczej nie wiele osiągnie w tego typu akcjach.
Tak jakby się zastanowić, to oczywiste było kto przybiegnie do drzwi jako pierwszy, no hello, Jane jak zwykle siedzi i męczy się w kuchni (gotuje najlepiej na świecie, więc gdy tylko może – przygotowuje posiłek dla rodziny), Isabel zawsze pojawia się z klasą, przecież nie będzie biegła, nie? A w jej stanie to szczególnie zabronione. Dlatego siedzi jeszcze w pokoju i zastanawia się czy ma z niego wychodzić, a jeśli już z niego nie wyjdzie, to jak zagłuszyć radość siostry. Ona czasami drze się jak 5 latka...
Rosemary uśmiechnęła się promienie jakby miała nadzieję, że Noeila to zobaczy. Ona zawsze jest uśmiechnięta, takie dziwne dziecko.
- U mnie? Wszystko dobrze! - powiedziała radośnie, jej wzrok przeniósł się teraz na Leona i Natt.
- Natt, ślicznie wyglądasz! Pasuje Ci różowy, powinnaś częściej nosić takie kolory zamiast ubierać się tylko na czarno. Wiesz, postarzasz się tak tylko.
Potem przerwała bo mówiła to tak szybko, że zapomniała oddychać. I ładnie przywitała się z państwem Parker, a następnie wróciła do Noeili.
- Tak się cieszę, że przyszłaś!
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptyNie 15 Lis - 0:02:44

Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek nie chciał być w jakimś miejscu i zrobiłby wszystko, aby do niego nie trafić to jest tą osobą Nattalea Parker. A dlaczego? Otóż chodzi o to, że mama kazała jej założyć sukienkę, RÓŻOWĄ sukienkę. Oczywiście, ona utrzymywała, iż to pudrowy róż, ale dla młodej Parkerówny - róż jest różem, nie ważne czy PUDROWYM, czy jakimkolwiek innym.
Powiecie, w czym problem? To tylko sukienka. Oj nie, gdyby nie chodziło o Nattaleę Parker, a o zwykłą osobę, to może by problemu nie było. Niestety, ona miała problem! NIGDY W ŻYCIU NIE ZAŁOŻYŁA PUBLICZNIE RÓŻOWEJ SUKIENKI! I w dodatku kazali jej założyć szpilki! Rozumiecie? Nattalea Daneila Parker, która na nogach nigdy nie miała obcasów, miała wystąpić w szpilkach?
Kiedy Parkerowie byli już maksymalnie spóźnieni, Natt w końcu wbiła się w kreacje i zeszła na dół. I mogli jechać.
Zauważyła, że to musi być jakieś wielkie święto - ślub albo coś. Bo rodzicie nigdy, ale to nigdy nie zmuszali jej do ubierania czegokolwiek, czego nie chciała ubrać. Poza tym, Leon, tak, ten Leon Parker, był wystrojony w garnitur, białą koszulę i muszkę! MUSZKĘ! Leon przecież nie nosi muszek. Dobra, często ubiera koszule, marynarki i ogólnie wygląda jak adwokat, ale żeby ubrał muszkę?!
Do tego Noelia... Jak zwykle błyszczy, nie byłoby dnia w którym nie wyglądałaby tak perfekcyjnie. A przecież ona nawet nie widzi tego jak jest ubrana! To po co się stroi?
Niezadowolona Natt wysiadła z samochodu, wiedząc co ją czeka. Tak, kolacja z rodziną De von Wangol. Jak ona tego nie znosiła - wiedziała, że nikt jej tam nie lubi. Oni nawet jej nie tolerowali! Nie rozumiała po co zapraszali CAŁĄ rodzinę. No po co im to?
Cóż... pod groźbą zabrania wszystkich kart kredytowych i każdej najmniejszej rzeczy związanych ze  sportem, weszła do środka jako ostatnia. A szła tam jak na ścięcie.
W przeciwieństwie do Leona i tej, jak jej tam? Noelii, tak. Tak się nazywała. Jak zwykle rozmawiali sobie i się śmiali. Zadowoleni z życia jak nie wiem.
- Nattalea, pamiętaj, że jesteś tu gościem - ostrzegła ją mama, a ta obdarowała rodzicielkę jednym z najbrzydszych (w jej umyśle) uśmiechów, mówiącym "Jestem grzeczna".
Rosemary to Rosemary ona zawsze żyje w swoim świecie, wyjątkowo dzisiejszego dnia odpuściła sobie zbiórkę harcerzy dla kolacji z rodziną i przyjaciółmi rodziny. Ona, jak to zwykle ma w zwyczaju, uważa, że każdy człowiek jest dobry i każdego należy lubić, a przynajmniej szanować. To dziecko lubiło wszystkich, z wyjątkiem rodzeństwa, ale oni nie lubili jej. Przeczesywała właśnie włosy w pokoju i patrzyła na swoje lustrzane odbicie uśmiechając się. Cieszyła się, że będzie mogła spędzić tak interesujący wieczór. Nattaela jest wyjątkowo... ciekawą osobą. Leon i Noeila są mili i lubi z nimi rozmawiać, więc nie będzie źle! Do tego Isabel od pewnego czasu zachowuje się inaczej... jest jakby... milsza? To na pewno przez ten materiał o orkach, który pokazała jej w zeszłym tygodniu! To takie okropne, że niektóre zwierzęta są zabijane tylko i wyłącznie by ludzie mogli na tym zarobić! No jak tak można? Przecież to... nieludzkie!
Poprawiła swoją czarną sukienkę i jeszcze raz przejechała po ustach czerwoną pomadką zabraną matce, miała nadzieję, że ta nie zorientuje się, iż kolor pochodzi z jej kolekcji (marne szansę, Jane nie jest głupia). Wyszła z pokoju wcześniej, wyłączyła ładowarkę ze swojego telefonu z prądu, zgasiła światło i upewniła się, że Alexa nie ma w domu. Będzie miał problemy! Ojciec wyraźnie powiedział, że mają zostać w domu!
Zeszła na dół i gdy zobaczyła Noeilę i od razu się do niej przytula.
- Noeillanoeilanoeilanoeilaaaaa!
Noelia się zaśmiała i także przytuliła miłą osóbkę. Ona, jako gość Parkerów, była zaszczycona, że rodzice Rosemary uwzględnili ją także w zaproszeniu na kolację. W końcu kto by się przejmował biedną, ślepą dziewczyną? Po co im ona? Niech zostanie w domu! A oni myśleli inaczej. Zaprosili ją. Rodzina De von Wangol była dla niej taka miła. I to wszyscy. Uwielbiała ich.
- Rosemary! - powiedziała, rozpoznając ją. No bo przepraszam bardzo. Chyba nie trudno rozpoznać kogoś, kto się na ciebie rzuca za każdym razem, gdy cię widzi, prawda? - Co słychać? - zapytała.
Osobiście, Noelia popierała podejście Rosemary do wszystkiego - ratowanie orek, pomaganie ludziom, zwierzątkom i innym istotką. W sumie sama robiła by więcej niż ofiarowanie kieszonkowego (które wcale nie było takie małe!) na akcje charytatywne, ale uważała, że ślepa osoba... cóż, raczej nie wiele osiągnie w tego typu akcjach.
Tak jakby się zastanowić, to oczywiste było kto przybiegnie do drzwi jako pierwszy, no hello, Jane jak zwykle siedzi i męczy się w kuchni (gotuje najlepiej na świecie, więc gdy tylko może – przygotowuje posiłek dla rodziny), Isabel zawsze pojawia się z klasą, przecież nie będzie biegła, nie? A w jej stanie to szczególnie zabronione.  Dlatego siedzi jeszcze w pokoju i zastanawia się czy ma z niego wychodzić, a jeśli już z niego nie wyjdzie, to jak zagłuszyć radość siostry. Ona czasami drze się jak 5 latka...
Rosemary uśmiechnęła się promienie jakby miała nadzieję, że Noeila to zobaczy. Ona zawsze jest uśmiechnięta, takie dziwne dziecko.
- U mnie? Wszystko dobrze! - powiedziała radośnie, jej wzrok przeniósł się teraz na Leona i Natt.
- Natt, ślicznie wyglądasz! Pasuje Ci różowy, powinnaś częściej nosić takie kolory zamiast ubierać się tylko na czarno. Wiesz, postarzasz się tak tylko.
Potem przerwała bo mówiła to tak szybko, że zapomniała oddychać. I ładnie przywitała się z państwem Parker, a następnie wróciła do Noeili.
- Tak się cieszę, że przyszłaś!
- Cieszę się, że wszystko u ciebie w porządku. Jak tam akcja ratowania orek? - zapytała Noelia, rozglądając się dookoła, tak jakby miała nadzieję, że cokolwiek dostrzeże. Cóż... niestety dawno się pogodziła z tym, że nie zobaczy.
- Dziękuję bardzo, Rosemary. - Natt wygładziła sukienkę, uśmiechając się sztucznie. Niestety, na jej czole pokazała się żyła, która mówiła, że jest coraz bardziej zirytowana. Niech ktoś jeszcze wspomni o tej jej sukience, to nie wytrzyma. Już wolałaby siedzieć w bieliźnie!
Leon uśmiechnął się do Rosemary, tak samo jego rodzice. Rzucili ciche "dzień dobry" i zapytali o rodziców dziewczyny.
Noelia za to postanowiła podziękować za zaproszenie i w ogóle. Bardzo się cieszyła na tą kolację. W końcu niecodziennie jadają w takim towarzystwie!


Ostatnio zmieniony przez Noelia Oliváres Mendoza dnia Nie 22 Lis - 21:33:08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Rosemary de von Wangol

Rosemary de von Wangol


Age : 26
Skąd : Cardiff
Partner : Leon Parker

Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptyNie 15 Lis - 0:16:55

Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek nie chciał być w jakimś miejscu i zrobiłby wszystko, aby do niego nie trafić to jest tą osobą Nattalea Parker. A dlaczego? Otóż chodzi o to, że mama kazała jej założyć sukienkę, RÓŻOWĄ sukienkę. Oczywiście, ona utrzymywała, iż to pudrowy róż, ale dla młodej Parkerówny - róż jest różem, nie ważne czy PUDROWYM, czy jakimkolwiek innym.
Powiecie, w czym problem? To tylko sukienka. Oj nie, gdyby nie chodziło o Nattaleę Parker, a o zwykłą osobę, to może by problemu nie było. Niestety, ona miała problem! NIGDY W ŻYCIU NIE ZAŁOŻYŁA PUBLICZNIE RÓŻOWEJ SUKIENKI! I w dodatku kazali jej założyć szpilki! Rozumiecie? Nattalea Daneila Parker, która na nogach nigdy nie miała obcasów, miała wystąpić w szpilkach?
Kiedy Parkerowie byli już maksymalnie spóźnieni, Natt w końcu wbiła się w kreacje i zeszła na dół. I mogli jechać.
Zauważyła, że to musi być jakieś wielkie święto - ślub albo coś. Bo rodzicie nigdy, ale to nigdy nie zmuszali jej do ubierania czegokolwiek, czego nie chciała ubrać. Poza tym, Leon, tak, ten Leon Parker, był wystrojony w garnitur, białą koszulę i muszkę! MUSZKĘ! Leon przecież nie nosi muszek. Dobra, często ubiera koszule, marynarki i ogólnie wygląda jak adwokat, ale żeby ubrał muszkę?!
Do tego Noelia... Jak zwykle błyszczy, nie byłoby dnia w którym nie wyglądałaby tak perfekcyjnie. A przecież ona nawet nie widzi tego jak jest ubrana! To po co się stroi?
Niezadowolona Natt wysiadła z samochodu, wiedząc co ją czeka. Tak, kolacja z rodziną De von Wangol. Jak ona tego nie znosiła - wiedziała, że nikt jej tam nie lubi. Oni nawet jej nie tolerowali! Nie rozumiała po co zapraszali CAŁĄ rodzinę. No po co im to?
Cóż... pod groźbą zabrania wszystkich kart kredytowych i każdej najmniejszej rzeczy związanych ze  sportem, weszła do środka jako ostatnia. A szła tam jak na ścięcie.
W przeciwieństwie do Leona i tej, jak jej tam? Noelii, tak. Tak się nazywała. Jak zwykle rozmawiali sobie i się śmiali. Zadowoleni z życia jak nie wiem.
- Nattalea, pamiętaj, że jesteś tu gościem - ostrzegła ją mama, a ta obdarowała rodzicielkę jednym z najbrzydszych (w jej umyśle) uśmiechów, mówiącym "Jestem grzeczna".
Rosemary to Rosemary ona zawsze żyje w swoim świecie, wyjątkowo dzisiejszego dnia odpuściła sobie zbiórkę harcerzy dla kolacji z rodziną i przyjaciółmi rodziny. Ona, jak to zwykle ma w zwyczaju, uważa, że każdy człowiek jest dobry i każdego należy lubić, a przynajmniej szanować. To dziecko lubiło wszystkich, z wyjątkiem rodzeństwa, ale oni nie lubili jej. Przeczesywała właśnie włosy w pokoju i patrzyła na swoje lustrzane odbicie uśmiechając się. Cieszyła się, że będzie mogła spędzić tak interesujący wieczór. Nattaela jest wyjątkowo... ciekawą osobą. Leon i Noeila są mili i lubi z nimi rozmawiać, więc nie będzie źle! Do tego Isabel od pewnego czasu zachowuje się inaczej... jest jakby... milsza? To na pewno przez ten materiał o orkach, który pokazała jej w zeszłym tygodniu! To takie okropne, że niektóre zwierzęta są zabijane tylko i wyłącznie by ludzie mogli na tym zarobić! No jak tak można? Przecież to... nieludzkie!
Poprawiła swoją czarną sukienkę i jeszcze raz przejechała po ustach czerwoną pomadką zabraną matce, miała nadzieję, że ta nie zorientuje się, iż kolor pochodzi z jej kolekcji (marne szansę, Jane nie jest głupia). Wyszła z pokoju wcześniej, wyłączyła ładowarkę ze swojego telefonu z prądu, zgasiła światło i upewniła się, że Alexa nie ma w domu. Będzie miał problemy! Ojciec wyraźnie powiedział, że mają zostać w domu!
Zeszła na dół i gdy zobaczyła Noeilę i od razu się do niej przytula.
- Noeillanoeilanoeilanoeilaaaaa!
Noelia się zaśmiała i także przytuliła miłą osóbkę. Ona, jako gość Parkerów, była zaszczycona, że rodzice Rosemary uwzględnili ją także w zaproszeniu na kolację. W końcu kto by się przejmował biedną, ślepą dziewczyną? Po co im ona? Niech zostanie w domu! A oni myśleli inaczej. Zaprosili ją. Rodzina De von Wangol była dla niej taka miła. I to wszyscy. Uwielbiała ich.
- Rosemary! - powiedziała, rozpoznając ją. No bo przepraszam bardzo. Chyba nie trudno rozpoznać kogoś, kto się na ciebie rzuca za każdym razem, gdy cię widzi, prawda? - Co słychać? - zapytała.
Osobiście, Noelia popierała podejście Rosemary do wszystkiego - ratowanie orek, pomaganie ludziom, zwierzątkom i innym istotką. W sumie sama robiła by więcej niż ofiarowanie kieszonkowego (które wcale nie było takie małe!) na akcje charytatywne, ale uważała, że ślepa osoba... cóż, raczej nie wiele osiągnie w tego typu akcjach.
Tak jakby się zastanowić, to oczywiste było kto przybiegnie do drzwi jako pierwszy, no hello, Jane jak zwykle siedzi i męczy się w kuchni (gotuje najlepiej na świecie, więc gdy tylko może – przygotowuje posiłek dla rodziny), Isabel zawsze pojawia się z klasą, przecież nie będzie biegła, nie? A w jej stanie to szczególnie zabronione.  Dlatego siedzi jeszcze w pokoju i zastanawia się czy ma z niego wychodzić, a jeśli już z niego nie wyjdzie, to jak zagłuszyć radość siostry. Ona czasami drze się jak 5 latka...
Rosemary uśmiechnęła się promienie jakby miała nadzieję, że Noeila to zobaczy. Ona zawsze jest uśmiechnięta, takie dziwne dziecko.
- U mnie? Wszystko dobrze! - powiedziała radośnie, jej wzrok przeniósł się teraz na Leona i Natt.
- Natt, ślicznie wyglądasz! Pasuje Ci różowy, powinnaś częściej nosić takie kolory zamiast ubierać się tylko na czarno. Wiesz, postarzasz się tak tylko.
Potem przerwała bo mówiła to tak szybko, że zapomniała oddychać. I ładnie przywitała się z państwem Parker, a następnie wróciła do Noeili.
- Tak się cieszę, że przyszłaś!
- Cieszę się, że wszystko u ciebie w porządku. Jak tam akcja ratowania orek? - zapytała Noelia, rozglądając się dookoła, tak jakby miała nadzieję, że cokolwiek dostrzeże. Cóż... niestety dawno się pogodziła z tym, że nie zobaczy.
- Dziękuję bardzo, Rosemary. - Natt wygładziła sukienkę, uśmiechając się sztucznie. Niestety, na jej czole pokazała się żyła, która mówiła, że jest coraz bardziej zirytowana. Niech ktoś jeszcze wspomni o tej jej sukience, to nie wytrzyma. Już wolałaby siedzieć w bieliźnie!
Leon uśmiechnął się do Rosemary, tak samo jego rodzice. Rzucili ciche "dzień dobry" i zapytali o rodziców dziewczyny.
Noelia za to postanowiła podziękować za zaproszenie i w ogóle. Bardzo się cieszyła na tą kolację. W końcu niecodziennie jadają w takim towarzystwie!
Z dziennika shipperki double L, moje serce krwawi coraz bardziej, Rosemary chce zginąć, tego jestem pewna.
Po chwili jak na zawołanie, przyszła Jane, która wciąż na wyglądała na swoje 42 lata, no cóż, niektórzy już tak mają (jak zobaczyłam Sharon pierwszy raz to myślałam, że ma góra 36 lat), nie no dobrze się trzyma a nigdy na żadnych zabiegach ani czymś podobnym nie była. Dobre geny i tyle, o i jeszcze holenderskie powietrze!
- Daneila, William, jak dobrze was widzieć!-powiedziała, uśmiechając się podobnie jak córka, po chwili przyjrzała się Natt i strasznie się zdziwiła, ale postanowiła przynajmniej na razie niczego nie komentować.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptyNie 15 Lis - 0:25:14

Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek nie chciał być w jakimś miejscu i zrobiłby wszystko, aby do niego nie trafić to jest tą osobą Nattalea Parker. A dlaczego? Otóż chodzi o to, że mama kazała jej założyć sukienkę, RÓŻOWĄ sukienkę. Oczywiście, ona utrzymywała, iż to pudrowy róż, ale dla młodej Parkerówny - róż jest różem, nie ważne czy PUDROWYM, czy jakimkolwiek innym.
Powiecie, w czym problem? To tylko sukienka. Oj nie, gdyby nie chodziło o Nattaleę Parker, a o zwykłą osobę, to może by problemu nie było. Niestety, ona miała problem! NIGDY W ŻYCIU NIE ZAŁOŻYŁA PUBLICZNIE RÓŻOWEJ SUKIENKI! I w dodatku kazali jej założyć szpilki! Rozumiecie? Nattalea Daneila Parker, która na nogach nigdy nie miała obcasów, miała wystąpić w szpilkach?
Kiedy Parkerowie byli już maksymalnie spóźnieni, Natt w końcu wbiła się w kreacje i zeszła na dół. I mogli jechać.
Zauważyła, że to musi być jakieś wielkie święto - ślub albo coś. Bo rodzicie nigdy, ale to nigdy nie zmuszali jej do ubierania czegokolwiek, czego nie chciała ubrać. Poza tym, Leon, tak, ten Leon Parker, był wystrojony w garnitur, białą koszulę i muszkę! MUSZKĘ! Leon przecież nie nosi muszek. Dobra, często ubiera koszule, marynarki i ogólnie wygląda jak adwokat, ale żeby ubrał muszkę?!
Do tego Noelia... Jak zwykle błyszczy, nie byłoby dnia w którym nie wyglądałaby tak perfekcyjnie. A przecież ona nawet nie widzi tego jak jest ubrana! To po co się stroi?
Niezadowolona Natt wysiadła z samochodu, wiedząc co ją czeka. Tak, kolacja z rodziną De von Wangol. Jak ona tego nie znosiła - wiedziała, że nikt jej tam nie lubi. Oni nawet jej nie tolerowali! Nie rozumiała po co zapraszali CAŁĄ rodzinę. No po co im to?
Cóż... pod groźbą zabrania wszystkich kart kredytowych i każdej najmniejszej rzeczy związanych ze  sportem, weszła do środka jako ostatnia. A szła tam jak na ścięcie.
W przeciwieństwie do Leona i tej, jak jej tam? Noelii, tak. Tak się nazywała. Jak zwykle rozmawiali sobie i się śmiali. Zadowoleni z życia jak nie wiem.
- Nattalea, pamiętaj, że jesteś tu gościem - ostrzegła ją mama, a ta obdarowała rodzicielkę jednym z najbrzydszych (w jej umyśle) uśmiechów, mówiącym "Jestem grzeczna".
Rosemary to Rosemary ona zawsze żyje w swoim świecie, wyjątkowo dzisiejszego dnia odpuściła sobie zbiórkę harcerzy dla kolacji z rodziną i przyjaciółmi rodziny. Ona, jak to zwykle ma w zwyczaju, uważa, że każdy człowiek jest dobry i każdego należy lubić, a przynajmniej szanować. To dziecko lubiło wszystkich, z wyjątkiem rodzeństwa, ale oni nie lubili jej. Przeczesywała właśnie włosy w pokoju i patrzyła na swoje lustrzane odbicie uśmiechając się. Cieszyła się, że będzie mogła spędzić tak interesujący wieczór. Nattaela jest wyjątkowo... ciekawą osobą. Leon i Noeila są mili i lubi z nimi rozmawiać, więc nie będzie źle! Do tego Isabel od pewnego czasu zachowuje się inaczej... jest jakby... milsza? To na pewno przez ten materiał o orkach, który pokazała jej w zeszłym tygodniu! To takie okropne, że niektóre zwierzęta są zabijane tylko i wyłącznie by ludzie mogli na tym zarobić! No jak tak można? Przecież to... nieludzkie!
Poprawiła swoją czarną sukienkę i jeszcze raz przejechała po ustach czerwoną pomadką zabraną matce, miała nadzieję, że ta nie zorientuje się, iż kolor pochodzi z jej kolekcji (marne szansę, Jane nie jest głupia). Wyszła z pokoju wcześniej, wyłączyła ładowarkę ze swojego telefonu z prądu, zgasiła światło i upewniła się, że Alexa nie ma w domu. Będzie miał problemy! Ojciec wyraźnie powiedział, że mają zostać w domu!
Zeszła na dół i gdy zobaczyła Noeilę i od razu się do niej przytula.
- Noeillanoeilanoeilanoeilaaaaa!
Noelia się zaśmiała i także przytuliła miłą osóbkę. Ona, jako gość Parkerów, była zaszczycona, że rodzice Rosemary uwzględnili ją także w zaproszeniu na kolację. W końcu kto by się przejmował biedną, ślepą dziewczyną? Po co im ona? Niech zostanie w domu! A oni myśleli inaczej. Zaprosili ją. Rodzina De von Wangol była dla niej taka miła. I to wszyscy. Uwielbiała ich.
- Rosemary! - powiedziała, rozpoznając ją. No bo przepraszam bardzo. Chyba nie trudno rozpoznać kogoś, kto się na ciebie rzuca za każdym razem, gdy cię widzi, prawda? - Co słychać? - zapytała.
Osobiście, Noelia popierała podejście Rosemary do wszystkiego - ratowanie orek, pomaganie ludziom, zwierzątkom i innym istotką. W sumie sama robiła by więcej niż ofiarowanie kieszonkowego (które wcale nie było takie małe!) na akcje charytatywne, ale uważała, że ślepa osoba... cóż, raczej nie wiele osiągnie w tego typu akcjach.
Tak jakby się zastanowić, to oczywiste było kto przybiegnie do drzwi jako pierwszy, no hello, Jane jak zwykle siedzi i męczy się w kuchni (gotuje najlepiej na świecie, więc gdy tylko może – przygotowuje posiłek dla rodziny), Isabel zawsze pojawia się z klasą, przecież nie będzie biegła, nie? A w jej stanie to szczególnie zabronione.  Dlatego siedzi jeszcze w pokoju i zastanawia się czy ma z niego wychodzić, a jeśli już z niego nie wyjdzie, to jak zagłuszyć radość siostry. Ona czasami drze się jak 5 latka...
Rosemary uśmiechnęła się promienie jakby miała nadzieję, że Noeila to zobaczy. Ona zawsze jest uśmiechnięta, takie dziwne dziecko.
- U mnie? Wszystko dobrze! - powiedziała radośnie, jej wzrok przeniósł się teraz na Leona i Natt.
- Natt, ślicznie wyglądasz! Pasuje Ci różowy, powinnaś częściej nosić takie kolory zamiast ubierać się tylko na czarno. Wiesz, postarzasz się tak tylko.
Potem przerwała bo mówiła to tak szybko, że zapomniała oddychać. I ładnie przywitała się z państwem Parker, a następnie wróciła do Noeili.
- Tak się cieszę, że przyszłaś!
- Cieszę się, że wszystko u ciebie w porządku. Jak tam akcja ratowania orek? - zapytała Noelia, rozglądając się dookoła, tak jakby miała nadzieję, że cokolwiek dostrzeże. Cóż... niestety dawno się pogodziła z tym, że nie zobaczy.
- Dziękuję bardzo, Rosemary. - Natt wygładziła sukienkę, uśmiechając się sztucznie. Niestety, na jej czole pokazała się żyła, która mówiła, że jest coraz bardziej zirytowana. Niech ktoś jeszcze wspomni o tej jej sukience, to nie wytrzyma. Już wolałaby siedzieć w bieliźnie!
Leon uśmiechnął się do Rosemary, tak samo jego rodzice. Rzucili ciche "dzień dobry" i zapytali o rodziców dziewczyny.
Noelia za to postanowiła podziękować za zaproszenie i w ogóle. Bardzo się cieszyła na tą kolację. W końcu niecodziennie jadają w takim towarzystwie!
Z dziennika shipperki double L, moje serce krwawi coraz bardziej, Rosemary chce zginąć, tego jestem pewna.
Po chwili jak na zawołanie, przyszła Jane, która wciąż na wyglądała na swoje 42 lata, no cóż, niektórzy już tak mają (jak zobaczyłam Sharon pierwszy raz to myślałam, że ma góra 36 lat), nie no dobrze się trzyma a nigdy na żadnych zabiegach ani czymś podobnym nie była. Dobre geny i tyle, o i jeszcze holenderskie powietrze!
- Daneila, William, jak dobrze was widzieć!-powiedziała, uśmiechając się podobnie jak córka, po chwili przyjrzała się Natt i strasznie się zdziwiła, ale postanowiła przynajmniej na razie niczego nie komentować.
Oboje starsi Parkerowie przywitali się z Jane, wymieniając uściski.
- Ciebie też bardzo miło widzieć, moja droga, tak dawno się nie widziałyśmy aż cały tydzień - powiedziała Daneila.
- Dziękujemy za zaproszenie - dodał William.
Tak po prostu działa małżeństwo Parkerów. Jedno zaczyna zdanie, a drugie je kończy. Aż trudno sobie wyobrazić, że ich małżeństwo zostało także zaaranżowane. Po prostu przystali na propozycję rodziców, a że dobrze się dogadywali - wzięli ślub. Przecież zawsze mogli się rozwieść, prawda? Pieniędzy mieli dużo, a rozwód to tylko formalność. Niestety, albo stety, śmierć ich pierwszego dziecka zbliżyła ich na tyle, że zaczęli na sobie polegać i po prostu - zakochali się w sobie! Taka urocza historia, cóż.
Jednak chciałam nawiązać do tego, że oboje byli przekonani, że z Leonem i Rosemary będzie tak samo, że po prostu się w sobie zakochają.


Ostatnio zmieniony przez Noelia Oliváres Mendoza dnia Nie 22 Lis - 21:33:49, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Rosemary de von Wangol

Rosemary de von Wangol


Age : 26
Skąd : Cardiff
Partner : Leon Parker

Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptyNie 15 Lis - 0:43:50

Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek nie chciał być w jakimś miejscu i zrobiłby wszystko, aby do niego nie trafić to jest tą osobą Nattalea Parker. A dlaczego? Otóż chodzi o to, że mama kazała jej założyć sukienkę, RÓŻOWĄ sukienkę. Oczywiście, ona utrzymywała, iż to pudrowy róż, ale dla młodej Parkerówny - róż jest różem, nie ważne czy PUDROWYM, czy jakimkolwiek innym.
Powiecie, w czym problem? To tylko sukienka. Oj nie, gdyby nie chodziło o Nattaleę Parker, a o zwykłą osobę, to może by problemu nie było. Niestety, ona miała problem! NIGDY W ŻYCIU NIE ZAŁOŻYŁA PUBLICZNIE RÓŻOWEJ SUKIENKI! I w dodatku kazali jej założyć szpilki! Rozumiecie? Nattalea Daneila Parker, która na nogach nigdy nie miała obcasów, miała wystąpić w szpilkach?
Kiedy Parkerowie byli już maksymalnie spóźnieni, Natt w końcu wbiła się w kreacje i zeszła na dół. I mogli jechać.
Zauważyła, że to musi być jakieś wielkie święto - ślub albo coś. Bo rodzicie nigdy, ale to nigdy nie zmuszali jej do ubierania czegokolwiek, czego nie chciała ubrać. Poza tym, Leon, tak, ten Leon Parker, był wystrojony w garnitur, białą koszulę i muszkę! MUSZKĘ! Leon przecież nie nosi muszek. Dobra, często ubiera koszule, marynarki i ogólnie wygląda jak adwokat, ale żeby ubrał muszkę?!
Do tego Noelia... Jak zwykle błyszczy, nie byłoby dnia w którym nie wyglądałaby tak perfekcyjnie. A przecież ona nawet nie widzi tego jak jest ubrana! To po co się stroi?
Niezadowolona Natt wysiadła z samochodu, wiedząc co ją czeka. Tak, kolacja z rodziną De von Wangol. Jak ona tego nie znosiła - wiedziała, że nikt jej tam nie lubi. Oni nawet jej nie tolerowali! Nie rozumiała po co zapraszali CAŁĄ rodzinę. No po co im to?
Cóż... pod groźbą zabrania wszystkich kart kredytowych i każdej najmniejszej rzeczy związanych ze  sportem, weszła do środka jako ostatnia. A szła tam jak na ścięcie.
W przeciwieństwie do Leona i tej, jak jej tam? Noelii, tak. Tak się nazywała. Jak zwykle rozmawiali sobie i się śmiali. Zadowoleni z życia jak nie wiem.
- Nattalea, pamiętaj, że jesteś tu gościem - ostrzegła ją mama, a ta obdarowała rodzicielkę jednym z najbrzydszych (w jej umyśle) uśmiechów, mówiącym "Jestem grzeczna".
Rosemary to Rosemary ona zawsze żyje w swoim świecie, wyjątkowo dzisiejszego dnia odpuściła sobie zbiórkę harcerzy dla kolacji z rodziną i przyjaciółmi rodziny. Ona, jak to zwykle ma w zwyczaju, uważa, że każdy człowiek jest dobry i każdego należy lubić, a przynajmniej szanować. To dziecko lubiło wszystkich, z wyjątkiem rodzeństwa, ale oni nie lubili jej. Przeczesywała właśnie włosy w pokoju i patrzyła na swoje lustrzane odbicie uśmiechając się. Cieszyła się, że będzie mogła spędzić tak interesujący wieczór. Nattaela jest wyjątkowo... ciekawą osobą. Leon i Noeila są mili i lubi z nimi rozmawiać, więc nie będzie źle! Do tego Isabel od pewnego czasu zachowuje się inaczej... jest jakby... milsza? To na pewno przez ten materiał o orkach, który pokazała jej w zeszłym tygodniu! To takie okropne, że niektóre zwierzęta są zabijane tylko i wyłącznie by ludzie mogli na tym zarobić! No jak tak można? Przecież to... nieludzkie!
Poprawiła swoją czarną sukienkę i jeszcze raz przejechała po ustach czerwoną pomadką zabraną matce, miała nadzieję, że ta nie zorientuje się, iż kolor pochodzi z jej kolekcji (marne szansę, Jane nie jest głupia). Wyszła z pokoju wcześniej, wyłączyła ładowarkę ze swojego telefonu z prądu, zgasiła światło i upewniła się, że Alexa nie ma w domu. Będzie miał problemy! Ojciec wyraźnie powiedział, że mają zostać w domu!
Zeszła na dół i gdy zobaczyła Noeilę i od razu się do niej przytula.
- Noeillanoeilanoeilanoeilaaaaa!
Noelia się zaśmiała i także przytuliła miłą osóbkę. Ona, jako gość Parkerów, była zaszczycona, że rodzice Rosemary uwzględnili ją także w zaproszeniu na kolację. W końcu kto by się przejmował biedną, ślepą dziewczyną? Po co im ona? Niech zostanie w domu! A oni myśleli inaczej. Zaprosili ją. Rodzina De von Wangol była dla niej taka miła. I to wszyscy. Uwielbiała ich.
- Rosemary! - powiedziała, rozpoznając ją. No bo przepraszam bardzo. Chyba nie trudno rozpoznać kogoś, kto się na ciebie rzuca za każdym razem, gdy cię widzi, prawda? - Co słychać? - zapytała.
Osobiście, Noelia popierała podejście Rosemary do wszystkiego - ratowanie orek, pomaganie ludziom, zwierzątkom i innym istotką. W sumie sama robiła by więcej niż ofiarowanie kieszonkowego (które wcale nie było takie małe!) na akcje charytatywne, ale uważała, że ślepa osoba... cóż, raczej nie wiele osiągnie w tego typu akcjach.
Tak jakby się zastanowić, to oczywiste było kto przybiegnie do drzwi jako pierwszy, no hello, Jane jak zwykle siedzi i męczy się w kuchni (gotuje najlepiej na świecie, więc gdy tylko może – przygotowuje posiłek dla rodziny), Isabel zawsze pojawia się z klasą, przecież nie będzie biegła, nie? A w jej stanie to szczególnie zabronione.  Dlatego siedzi jeszcze w pokoju i zastanawia się czy ma z niego wychodzić, a jeśli już z niego nie wyjdzie, to jak zagłuszyć radość siostry. Ona czasami drze się jak 5 latka...
Rosemary uśmiechnęła się promienie jakby miała nadzieję, że Noeila to zobaczy. Ona zawsze jest uśmiechnięta, takie dziwne dziecko.
- U mnie? Wszystko dobrze! - powiedziała radośnie, jej wzrok przeniósł się teraz na Leona i Natt.
- Natt, ślicznie wyglądasz! Pasuje Ci różowy, powinnaś częściej nosić takie kolory zamiast ubierać się tylko na czarno. Wiesz, postarzasz się tak tylko.
Potem przerwała bo mówiła to tak szybko, że zapomniała oddychać. I ładnie przywitała się z państwem Parker, a następnie wróciła do Noeili.
- Tak się cieszę, że przyszłaś!
- Cieszę się, że wszystko u ciebie w porządku. Jak tam akcja ratowania orek? - zapytała Noelia, rozglądając się dookoła, tak jakby miała nadzieję, że cokolwiek dostrzeże. Cóż... niestety dawno się pogodziła z tym, że nie zobaczy.
- Dziękuję bardzo, Rosemary. - Natt wygładziła sukienkę, uśmiechając się sztucznie. Niestety, na jej czole pokazała się żyła, która mówiła, że jest coraz bardziej zirytowana. Niech ktoś jeszcze wspomni o tej jej sukience, to nie wytrzyma. Już wolałaby siedzieć w bieliźnie!
Leon uśmiechnął się do Rosemary, tak samo jego rodzice. Rzucili ciche "dzień dobry" i zapytali o rodziców dziewczyny.
Noelia za to postanowiła podziękować za zaproszenie i w ogóle. Bardzo się cieszyła na tą kolację. W końcu niecodziennie jadają w takim towarzystwie!
Z dziennika shipperki double L, moje serce krwawi coraz bardziej, Rosemary chce zginąć, tego jestem pewna.
Po chwili jak na zawołanie, przyszła Jane, która wciąż na wyglądała na swoje 42 lata, no cóż, niektórzy już tak mają (jak zobaczyłam Sharon pierwszy raz to myślałam, że ma góra 36 lat), nie no dobrze się trzyma a nigdy na żadnych zabiegach ani czymś podobnym nie była. Dobre geny i tyle, o i jeszcze holenderskie powietrze!
- Daneila, William, jak dobrze was widzieć!-powiedziała, uśmiechając się podobnie jak córka, po chwili przyjrzała się Natt i strasznie się zdziwiła, ale postanowiła przynajmniej na razie niczego nie komentować.
Oboje starsi Parkerowie przywitali się z Jane, wymieniając uściski.
- Ciebie też bardzo miło widzieć, moja droga, tak dawno się nie widziałyśmy aż cały tydzień - powiedziała Daneila.
- Dziękujemy za zaproszenie - dodał William.
Tak po prostu działa małżeństwo Parkerów. Jedno zaczyna zdanie, a drugie je kończy. Aż trudno sobie wyobrazić, że ich małżeństwo zostało także zaaranżowane. Po prostu przystali na propozycję rodziców, a że dobrze się dogadywali - wzięli ślub. Przecież zawsze mogli się rozwieść, prawda? Pieniędzy mieli dużo, a rozwód to tylko formalność. Niestety, albo stety, śmierć ich pierwszego dziecka zbliżyła ich na tyle, że zaczęli na sobie polegać i po prostu - zakochali się w sobie! Taka urocza historia, cóż.
Jednak chciałam nawiązać do tego, że oboje byli przekonani, że z Leonem i Rosemary będzie tak samo, że po prostu się w sobie zakochają.
Marne szanse moi drodzy, marne szanse. Jedyną rzeczą, którą Rosemary kocha bardziej od króliczków są ORKI! I nic nie stanie na miejscu orek. A szczególnie tych z Majorki i ze Stalowej Woli.
Rosemary nie potrafiła stać w miejscu, cały czas ściskała ramię Noeili, bo tak strasznie chciałaby już sobie pójść do jadalni, jej informatorzy (nie ma informatorów, ale bardzo by chciała mieć!) twierdzili, że na deser będzie najlepsze ciasto czekoladowe jakie jej matka piecze!
Jane zaprosiła wszystkich by usiedli w jadalni, a następnie wróciła do kuchni by pilnować, gotującego się obiadu.







Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptyNie 15 Lis - 0:48:35

Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek nie chciał być w jakimś miejscu i zrobiłby wszystko, aby do niego nie trafić to jest tą osobą Nattalea Parker. A dlaczego? Otóż chodzi o to, że mama kazała jej założyć sukienkę, RÓŻOWĄ sukienkę. Oczywiście, ona utrzymywała, iż to pudrowy róż, ale dla młodej Parkerówny - róż jest różem, nie ważne czy PUDROWYM, czy jakimkolwiek innym.
Powiecie, w czym problem? To tylko sukienka. Oj nie, gdyby nie chodziło o Nattaleę Parker, a o zwykłą osobę, to może by problemu nie było. Niestety, ona miała problem! NIGDY W ŻYCIU NIE ZAŁOŻYŁA PUBLICZNIE RÓŻOWEJ SUKIENKI! I w dodatku kazali jej założyć szpilki! Rozumiecie? Nattalea Daneila Parker, która na nogach nigdy nie miała obcasów, miała wystąpić w szpilkach?
Kiedy Parkerowie byli już maksymalnie spóźnieni, Natt w końcu wbiła się w kreacje i zeszła na dół. I mogli jechać.
Zauważyła, że to musi być jakieś wielkie święto - ślub albo coś. Bo rodzicie nigdy, ale to nigdy nie zmuszali jej do ubierania czegokolwiek, czego nie chciała ubrać. Poza tym, Leon, tak, ten Leon Parker, był wystrojony w garnitur, białą koszulę i muszkę! MUSZKĘ! Leon przecież nie nosi muszek. Dobra, często ubiera koszule, marynarki i ogólnie wygląda jak adwokat, ale żeby ubrał muszkę?!
Do tego Noelia... Jak zwykle błyszczy, nie byłoby dnia w którym nie wyglądałaby tak perfekcyjnie. A przecież ona nawet nie widzi tego jak jest ubrana! To po co się stroi?
Niezadowolona Natt wysiadła z samochodu, wiedząc co ją czeka. Tak, kolacja z rodziną De von Wangol. Jak ona tego nie znosiła - wiedziała, że nikt jej tam nie lubi. Oni nawet jej nie tolerowali! Nie rozumiała po co zapraszali CAŁĄ rodzinę. No po co im to?
Cóż... pod groźbą zabrania wszystkich kart kredytowych i każdej najmniejszej rzeczy związanych ze  sportem, weszła do środka jako ostatnia. A szła tam jak na ścięcie.
W przeciwieństwie do Leona i tej, jak jej tam? Noelii, tak. Tak się nazywała. Jak zwykle rozmawiali sobie i się śmiali. Zadowoleni z życia jak nie wiem.
- Nattalea, pamiętaj, że jesteś tu gościem - ostrzegła ją mama, a ta obdarowała rodzicielkę jednym z najbrzydszych (w jej umyśle) uśmiechów, mówiącym "Jestem grzeczna".
Rosemary to Rosemary ona zawsze żyje w swoim świecie, wyjątkowo dzisiejszego dnia odpuściła sobie zbiórkę harcerzy dla kolacji z rodziną i przyjaciółmi rodziny. Ona, jak to zwykle ma w zwyczaju, uważa, że każdy człowiek jest dobry i każdego należy lubić, a przynajmniej szanować. To dziecko lubiło wszystkich, z wyjątkiem rodzeństwa, ale oni nie lubili jej. Przeczesywała właśnie włosy w pokoju i patrzyła na swoje lustrzane odbicie uśmiechając się. Cieszyła się, że będzie mogła spędzić tak interesujący wieczór. Nattaela jest wyjątkowo... ciekawą osobą. Leon i Noeila są mili i lubi z nimi rozmawiać, więc nie będzie źle! Do tego Isabel od pewnego czasu zachowuje się inaczej... jest jakby... milsza? To na pewno przez ten materiał o orkach, który pokazała jej w zeszłym tygodniu! To takie okropne, że niektóre zwierzęta są zabijane tylko i wyłącznie by ludzie mogli na tym zarobić! No jak tak można? Przecież to... nieludzkie!
Poprawiła swoją czarną sukienkę i jeszcze raz przejechała po ustach czerwoną pomadką zabraną matce, miała nadzieję, że ta nie zorientuje się, iż kolor pochodzi z jej kolekcji (marne szansę, Jane nie jest głupia). Wyszła z pokoju wcześniej, wyłączyła ładowarkę ze swojego telefonu z prądu, zgasiła światło i upewniła się, że Alexa nie ma w domu. Będzie miał problemy! Ojciec wyraźnie powiedział, że mają zostać w domu!
Zeszła na dół i gdy zobaczyła Noeilę i od razu się do niej przytula.
- Noeillanoeilanoeilanoeilaaaaa!
Noelia się zaśmiała i także przytuliła miłą osóbkę. Ona, jako gość Parkerów, była zaszczycona, że rodzice Rosemary uwzględnili ją także w zaproszeniu na kolację. W końcu kto by się przejmował biedną, ślepą dziewczyną? Po co im ona? Niech zostanie w domu! A oni myśleli inaczej. Zaprosili ją. Rodzina De von Wangol była dla niej taka miła. I to wszyscy. Uwielbiała ich.
- Rosemary! - powiedziała, rozpoznając ją. No bo przepraszam bardzo. Chyba nie trudno rozpoznać kogoś, kto się na ciebie rzuca za każdym razem, gdy cię widzi, prawda? - Co słychać? - zapytała.
Osobiście, Noelia popierała podejście Rosemary do wszystkiego - ratowanie orek, pomaganie ludziom, zwierzątkom i innym istotką. W sumie sama robiła by więcej niż ofiarowanie kieszonkowego (które wcale nie było takie małe!) na akcje charytatywne, ale uważała, że ślepa osoba... cóż, raczej nie wiele osiągnie w tego typu akcjach.
Tak jakby się zastanowić, to oczywiste było kto przybiegnie do drzwi jako pierwszy, no hello, Jane jak zwykle siedzi i męczy się w kuchni (gotuje najlepiej na świecie, więc gdy tylko może – przygotowuje posiłek dla rodziny), Isabel zawsze pojawia się z klasą, przecież nie będzie biegła, nie? A w jej stanie to szczególnie zabronione.  Dlatego siedzi jeszcze w pokoju i zastanawia się czy ma z niego wychodzić, a jeśli już z niego nie wyjdzie, to jak zagłuszyć radość siostry. Ona czasami drze się jak 5 latka...
Rosemary uśmiechnęła się promienie jakby miała nadzieję, że Noeila to zobaczy. Ona zawsze jest uśmiechnięta, takie dziwne dziecko.
- U mnie? Wszystko dobrze! - powiedziała radośnie, jej wzrok przeniósł się teraz na Leona i Natt.
- Natt, ślicznie wyglądasz! Pasuje Ci różowy, powinnaś częściej nosić takie kolory zamiast ubierać się tylko na czarno. Wiesz, postarzasz się tak tylko.
Potem przerwała bo mówiła to tak szybko, że zapomniała oddychać. I ładnie przywitała się z państwem Parker, a następnie wróciła do Noeili.
- Tak się cieszę, że przyszłaś!
- Cieszę się, że wszystko u ciebie w porządku. Jak tam akcja ratowania orek? - zapytała Noelia, rozglądając się dookoła, tak jakby miała nadzieję, że cokolwiek dostrzeże. Cóż... niestety dawno się pogodziła z tym, że nie zobaczy.
- Dziękuję bardzo, Rosemary. - Natt wygładziła sukienkę, uśmiechając się sztucznie. Niestety, na jej czole pokazała się żyła, która mówiła, że jest coraz bardziej zirytowana. Niech ktoś jeszcze wspomni o tej jej sukience, to nie wytrzyma. Już wolałaby siedzieć w bieliźnie!
Leon uśmiechnął się do Rosemary, tak samo jego rodzice. Rzucili ciche "dzień dobry" i zapytali o rodziców dziewczyny.
Noelia za to postanowiła podziękować za zaproszenie i w ogóle. Bardzo się cieszyła na tą kolację. W końcu niecodziennie jadają w takim towarzystwie!
Z dziennika shipperki double L, moje serce krwawi coraz bardziej, Rosemary chce zginąć, tego jestem pewna.
Po chwili jak na zawołanie, przyszła Jane, która wciąż na wyglądała na swoje 42 lata, no cóż, niektórzy już tak mają (jak zobaczyłam Sharon pierwszy raz to myślałam, że ma góra 36 lat), nie no dobrze się trzyma a nigdy na żadnych zabiegach ani czymś podobnym nie była. Dobre geny i tyle, o i jeszcze holenderskie powietrze!
- Daneila, William, jak dobrze was widzieć!-powiedziała, uśmiechając się podobnie jak córka, po chwili przyjrzała się Natt i strasznie się zdziwiła, ale postanowiła przynajmniej na razie niczego nie komentować.
Oboje starsi Parkerowie przywitali się z Jane, wymieniając uściski.
- Ciebie też bardzo miło widzieć, moja droga, tak dawno się nie widziałyśmy aż cały tydzień - powiedziała Daneila.
- Dziękujemy za zaproszenie - dodał William.
Tak po prostu działa małżeństwo Parkerów. Jedno zaczyna zdanie, a drugie je kończy. Aż trudno sobie wyobrazić, że ich małżeństwo zostało także zaaranżowane. Po prostu przystali na propozycję rodziców, a że dobrze się dogadywali - wzięli ślub. Przecież zawsze mogli się rozwieść, prawda? Pieniędzy mieli dużo, a rozwód to tylko formalność. Niestety, albo stety, śmierć ich pierwszego dziecka zbliżyła ich na tyle, że zaczęli na sobie polegać i po prostu - zakochali się w sobie! Taka urocza historia, cóż.
Jednak chciałam nawiązać do tego, że oboje byli przekonani, że z Leonem i Rosemary będzie tak samo, że po prostu się w sobie zakochają.
Marne szanse moi drodzy, marne szanse. Jedyną rzeczą, którą Rosemary kocha bardziej od króliczków są ORKI! I nic nie stanie na miejscu orek. A szczególnie tych z Majorki i ze Stalowej Woli.
Rosemary nie potrafiła stać w miejscu, cały czas ściskała ramię Noeili, bo tak strasznie chciałaby już sobie pójść do jadalni, jej informatorzy (nie ma informatorów, ale bardzo by chciała mieć!) twierdzili, że na deser będzie najlepsze ciasto czekoladowe jakie jej matka piecze!
Jane zaprosiła wszystkich by usiedli w jadalni, a następnie wróciła do kuchni by pilnować, gotującego się obiadu.
Parkerowie i Noelia poszli sobie do jadalni, oczywiście drogę znali lepiej niż we własnym domu, ciekawe czemu?
Noelia usiadła oczywiście obok swojej przyjaciółki, a po jej drugiej stronie Leoś. Natomiast Natt oddaliła się najbardziej od tych wszystkich ludzi, którzy jej nie znosili. Tak serio to pod stołem grała w Tetris na telefonie, ale przecież nikt nie zauważył, prawda? Jej rodzice rozmawiali sobie po cichu na jakiś ważny temat, który ją w sumie nie obchodził. Pewnie znowu chodzi o któryś hotel, bo o co innego mogło by im chodzić?
A Leoś perfekcyjne dziecko, słucha jak dziewczyny gadają o orkach z Majorki.





Powrót do góry Go down
Rosemary de von Wangol

Rosemary de von Wangol


Age : 26
Skąd : Cardiff
Partner : Leon Parker

Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptyNie 15 Lis - 1:03:11

Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek nie chciał być w jakimś miejscu i zrobiłby wszystko, aby do niego nie trafić to jest tą osobą Nattalea Parker. A dlaczego? Otóż chodzi o to, że mama kazała jej założyć sukienkę, RÓŻOWĄ sukienkę. Oczywiście, ona utrzymywała, iż to pudrowy róż, ale dla młodej Parkerówny - róż jest różem, nie ważne czy PUDROWYM, czy jakimkolwiek innym.
Powiecie, w czym problem? To tylko sukienka. Oj nie, gdyby nie chodziło o Nattaleę Parker, a o zwykłą osobę, to może by problemu nie było. Niestety, ona miała problem! NIGDY W ŻYCIU NIE ZAŁOŻYŁA PUBLICZNIE RÓŻOWEJ SUKIENKI! I w dodatku kazali jej założyć szpilki! Rozumiecie? Nattalea Daneila Parker, która na nogach nigdy nie miała obcasów, miała wystąpić w szpilkach?
Kiedy Parkerowie byli już maksymalnie spóźnieni, Natt w końcu wbiła się w kreacje i zeszła na dół. I mogli jechać.
Zauważyła, że to musi być jakieś wielkie święto - ślub albo coś. Bo rodzicie nigdy, ale to nigdy nie zmuszali jej do ubierania czegokolwiek, czego nie chciała ubrać. Poza tym, Leon, tak, ten Leon Parker, był wystrojony w garnitur, białą koszulę i muszkę! MUSZKĘ! Leon przecież nie nosi muszek. Dobra, często ubiera koszule, marynarki i ogólnie wygląda jak adwokat, ale żeby ubrał muszkę?!
Do tego Noelia... Jak zwykle błyszczy, nie byłoby dnia w którym nie wyglądałaby tak perfekcyjnie. A przecież ona nawet nie widzi tego jak jest ubrana! To po co się stroi?
Niezadowolona Natt wysiadła z samochodu, wiedząc co ją czeka. Tak, kolacja z rodziną De von Wangol. Jak ona tego nie znosiła - wiedziała, że nikt jej tam nie lubi. Oni nawet jej nie tolerowali! Nie rozumiała po co zapraszali CAŁĄ rodzinę. No po co im to?
Cóż... pod groźbą zabrania wszystkich kart kredytowych i każdej najmniejszej rzeczy związanych ze  sportem, weszła do środka jako ostatnia. A szła tam jak na ścięcie.
W przeciwieństwie do Leona i tej, jak jej tam? Noelii, tak. Tak się nazywała. Jak zwykle rozmawiali sobie i się śmiali. Zadowoleni z życia jak nie wiem.
- Nattalea, pamiętaj, że jesteś tu gościem - ostrzegła ją mama, a ta obdarowała rodzicielkę jednym z najbrzydszych (w jej umyśle) uśmiechów, mówiącym "Jestem grzeczna".
Rosemary to Rosemary ona zawsze żyje w swoim świecie, wyjątkowo dzisiejszego dnia odpuściła sobie zbiórkę harcerzy dla kolacji z rodziną i przyjaciółmi rodziny. Ona, jak to zwykle ma w zwyczaju, uważa, że każdy człowiek jest dobry i każdego należy lubić, a przynajmniej szanować. To dziecko lubiło wszystkich, z wyjątkiem rodzeństwa, ale oni nie lubili jej. Przeczesywała właśnie włosy w pokoju i patrzyła na swoje lustrzane odbicie uśmiechając się. Cieszyła się, że będzie mogła spędzić tak interesujący wieczór. Nattaela jest wyjątkowo... ciekawą osobą. Leon i Noeila są mili i lubi z nimi rozmawiać, więc nie będzie źle! Do tego Isabel od pewnego czasu zachowuje się inaczej... jest jakby... milsza? To na pewno przez ten materiał o orkach, który pokazała jej w zeszłym tygodniu! To takie okropne, że niektóre zwierzęta są zabijane tylko i wyłącznie by ludzie mogli na tym zarobić! No jak tak można? Przecież to... nieludzkie!
Poprawiła swoją czarną sukienkę i jeszcze raz przejechała po ustach czerwoną pomadką zabraną matce, miała nadzieję, że ta nie zorientuje się, iż kolor pochodzi z jej kolekcji (marne szansę, Jane nie jest głupia). Wyszła z pokoju wcześniej, wyłączyła ładowarkę ze swojego telefonu z prądu, zgasiła światło i upewniła się, że Alexa nie ma w domu. Będzie miał problemy! Ojciec wyraźnie powiedział, że mają zostać w domu!
Zeszła na dół i gdy zobaczyła Noeilę i od razu się do niej przytula.
- Noeillanoeilanoeilanoeilaaaaa!
Noelia się zaśmiała i także przytuliła miłą osóbkę. Ona, jako gość Parkerów, była zaszczycona, że rodzice Rosemary uwzględnili ją także w zaproszeniu na kolację. W końcu kto by się przejmował biedną, ślepą dziewczyną? Po co im ona? Niech zostanie w domu! A oni myśleli inaczej. Zaprosili ją. Rodzina De von Wangol była dla niej taka miła. I to wszyscy. Uwielbiała ich.
- Rosemary! - powiedziała, rozpoznając ją. No bo przepraszam bardzo. Chyba nie trudno rozpoznać kogoś, kto się na ciebie rzuca za każdym razem, gdy cię widzi, prawda? - Co słychać? - zapytała.
Osobiście, Noelia popierała podejście Rosemary do wszystkiego - ratowanie orek, pomaganie ludziom, zwierzątkom i innym istotką. W sumie sama robiła by więcej niż ofiarowanie kieszonkowego (które wcale nie było takie małe!) na akcje charytatywne, ale uważała, że ślepa osoba... cóż, raczej nie wiele osiągnie w tego typu akcjach.
Tak jakby się zastanowić, to oczywiste było kto przybiegnie do drzwi jako pierwszy, no hello, Jane jak zwykle siedzi i męczy się w kuchni (gotuje najlepiej na świecie, więc gdy tylko może – przygotowuje posiłek dla rodziny), Isabel zawsze pojawia się z klasą, przecież nie będzie biegła, nie? A w jej stanie to szczególnie zabronione.  Dlatego siedzi jeszcze w pokoju i zastanawia się czy ma z niego wychodzić, a jeśli już z niego nie wyjdzie, to jak zagłuszyć radość siostry. Ona czasami drze się jak 5 latka...
Rosemary uśmiechnęła się promienie jakby miała nadzieję, że Noeila to zobaczy. Ona zawsze jest uśmiechnięta, takie dziwne dziecko.
- U mnie? Wszystko dobrze! - powiedziała radośnie, jej wzrok przeniósł się teraz na Leona i Natt.
- Natt, ślicznie wyglądasz! Pasuje Ci różowy, powinnaś częściej nosić takie kolory zamiast ubierać się tylko na czarno. Wiesz, postarzasz się tak tylko.
Potem przerwała bo mówiła to tak szybko, że zapomniała oddychać. I ładnie przywitała się z państwem Parker, a następnie wróciła do Noeili.
- Tak się cieszę, że przyszłaś!
- Cieszę się, że wszystko u ciebie w porządku. Jak tam akcja ratowania orek? - zapytała Noelia, rozglądając się dookoła, tak jakby miała nadzieję, że cokolwiek dostrzeże. Cóż... niestety dawno się pogodziła z tym, że nie zobaczy.
- Dziękuję bardzo, Rosemary. - Natt wygładziła sukienkę, uśmiechając się sztucznie. Niestety, na jej czole pokazała się żyła, która mówiła, że jest coraz bardziej zirytowana. Niech ktoś jeszcze wspomni o tej jej sukience, to nie wytrzyma. Już wolałaby siedzieć w bieliźnie!
Leon uśmiechnął się do Rosemary, tak samo jego rodzice. Rzucili ciche "dzień dobry" i zapytali o rodziców dziewczyny.
Noelia za to postanowiła podziękować za zaproszenie i w ogóle. Bardzo się cieszyła na tą kolację. W końcu niecodziennie jadają w takim towarzystwie!
Z dziennika shipperki double L, moje serce krwawi coraz bardziej, Rosemary chce zginąć, tego jestem pewna.
Po chwili jak na zawołanie, przyszła Jane, która wciąż na wyglądała na swoje 42 lata, no cóż, niektórzy już tak mają (jak zobaczyłam Sharon pierwszy raz to myślałam, że ma góra 36 lat), nie no dobrze się trzyma a nigdy na żadnych zabiegach ani czymś podobnym nie była. Dobre geny i tyle, o i jeszcze holenderskie powietrze!
- Daneila, William, jak dobrze was widzieć!-powiedziała, uśmiechając się podobnie jak córka, po chwili przyjrzała się Natt i strasznie się zdziwiła, ale postanowiła przynajmniej na razie niczego nie komentować.
Oboje starsi Parkerowie przywitali się z Jane, wymieniając uściski.
- Ciebie też bardzo miło widzieć, moja droga, tak dawno się nie widziałyśmy aż cały tydzień - powiedziała Daneila.
- Dziękujemy za zaproszenie - dodał William.
Tak po prostu działa małżeństwo Parkerów. Jedno zaczyna zdanie, a drugie je kończy. Aż trudno sobie wyobrazić, że ich małżeństwo zostało także zaaranżowane. Po prostu przystali na propozycję rodziców, a że dobrze się dogadywali - wzięli ślub. Przecież zawsze mogli się rozwieść, prawda? Pieniędzy mieli dużo, a rozwód to tylko formalność. Niestety, albo stety, śmierć ich pierwszego dziecka zbliżyła ich na tyle, że zaczęli na sobie polegać i po prostu - zakochali się w sobie! Taka urocza historia, cóż.
Jednak chciałam nawiązać do tego, że oboje byli przekonani, że z Leonem i Rosemary będzie tak samo, że po prostu się w sobie zakochają.
Marne szanse moi drodzy, marne szanse. Jedyną rzeczą, którą Rosemary kocha bardziej od króliczków są ORKI! I nic nie stanie na miejscu orek. A szczególnie tych z Majorki i ze Stalowej Woli.
Rosemary nie potrafiła stać w miejscu, cały czas ściskała ramię Noeili, bo tak strasznie chciałaby już sobie pójść do jadalni, jej informatorzy (nie ma informatorów, ale bardzo by chciała mieć!) twierdzili, że na deser będzie najlepsze ciasto czekoladowe jakie jej matka piecze!
Jane zaprosiła wszystkich by usiedli w jadalni, a następnie wróciła do kuchni by pilnować, gotującego się obiadu.
Parkerowie i Noelia poszli sobie do jadalni, oczywiście drogę znali lepiej niż we własnym domu, ciekawe czemu?
Noelia usiadła oczywiście obok swojej przyjaciółki, a po jej drugiej stronie Leoś. Natomiast Natt oddaliła się najbardziej od tych wszystkich ludzi, którzy jej nie znosili. Tak serio to pod stołem grała w Tetris na telefonie, ale przecież nikt nie zauważył, prawda? Jej rodzice rozmawiali sobie po cichu na jakiś ważny temat, który ją w sumie nie obchodził. Pewnie znowu chodzi o któryś hotel, bo o co innego mogło by im chodzić?
A Leoś perfekcyjne dziecko, słucha jak dziewczyny gadają o orkach z Majorki.


Rosie w końcu przestała opowiadać, jak to bardzo jej szkoda zwierząt bo któraś lampka w tej małej główce (która zazwyczaj nie działa), zapaliła się, dając jej do zrozumienia, że NIKOGO to nie obchodzi. Postanowiła zmienić temat rozmowy, jednak o czym to głupie dziecko może mówić, skoro ona się na niczym nie zna? Nawet nic o książkach nie może powiedzieć, bo ostatnio żadnej nie czytała. Zrobiło jej się smutno, jednak ona długo nie może być smutna. Po momencie, gdy dalej nic nie wymyśliła postanowiła ładnie spojrzeć na Leona z nadzieją, że on powie coś ciekawszego od orek. CHOCIAŻ NIC NIE JEST CIEKWSZE OD OREK. NIC.
Chyba, że króliczki.


Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptyNie 15 Lis - 1:11:40

Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Rosemary de von Wangol napisał:
Noelia Oliváres Mendoza napisał:
Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek nie chciał być w jakimś miejscu i zrobiłby wszystko, aby do niego nie trafić to jest tą osobą Nattalea Parker. A dlaczego? Otóż chodzi o to, że mama kazała jej założyć sukienkę, RÓŻOWĄ sukienkę. Oczywiście, ona utrzymywała, iż to pudrowy róż, ale dla młodej Parkerówny - róż jest różem, nie ważne czy PUDROWYM, czy jakimkolwiek innym.
Powiecie, w czym problem? To tylko sukienka. Oj nie, gdyby nie chodziło o Nattaleę Parker, a o zwykłą osobę, to może by problemu nie było. Niestety, ona miała problem! NIGDY W ŻYCIU NIE ZAŁOŻYŁA PUBLICZNIE RÓŻOWEJ SUKIENKI! I w dodatku kazali jej założyć szpilki! Rozumiecie? Nattalea Daneila Parker, która na nogach nigdy nie miała obcasów, miała wystąpić w szpilkach?
Kiedy Parkerowie byli już maksymalnie spóźnieni, Natt w końcu wbiła się w kreacje i zeszła na dół. I mogli jechać.
Zauważyła, że to musi być jakieś wielkie święto - ślub albo coś. Bo rodzicie nigdy, ale to nigdy nie zmuszali jej do ubierania czegokolwiek, czego nie chciała ubrać. Poza tym, Leon, tak, ten Leon Parker, był wystrojony w garnitur, białą koszulę i muszkę! MUSZKĘ! Leon przecież nie nosi muszek. Dobra, często ubiera koszule, marynarki i ogólnie wygląda jak adwokat, ale żeby ubrał muszkę?!
Do tego Noelia... Jak zwykle błyszczy, nie byłoby dnia w którym nie wyglądałaby tak perfekcyjnie. A przecież ona nawet nie widzi tego jak jest ubrana! To po co się stroi?
Niezadowolona Natt wysiadła z samochodu, wiedząc co ją czeka. Tak, kolacja z rodziną De von Wangol. Jak ona tego nie znosiła - wiedziała, że nikt jej tam nie lubi. Oni nawet jej nie tolerowali! Nie rozumiała po co zapraszali CAŁĄ rodzinę. No po co im to?
Cóż... pod groźbą zabrania wszystkich kart kredytowych i każdej najmniejszej rzeczy związanych ze  sportem, weszła do środka jako ostatnia. A szła tam jak na ścięcie.
W przeciwieństwie do Leona i tej, jak jej tam? Noelii, tak. Tak się nazywała. Jak zwykle rozmawiali sobie i się śmiali. Zadowoleni z życia jak nie wiem.
- Nattalea, pamiętaj, że jesteś tu gościem - ostrzegła ją mama, a ta obdarowała rodzicielkę jednym z najbrzydszych (w jej umyśle) uśmiechów, mówiącym "Jestem grzeczna".
Rosemary to Rosemary ona zawsze żyje w swoim świecie, wyjątkowo dzisiejszego dnia odpuściła sobie zbiórkę harcerzy dla kolacji z rodziną i przyjaciółmi rodziny. Ona, jak to zwykle ma w zwyczaju, uważa, że każdy człowiek jest dobry i każdego należy lubić, a przynajmniej szanować. To dziecko lubiło wszystkich, z wyjątkiem rodzeństwa, ale oni nie lubili jej. Przeczesywała właśnie włosy w pokoju i patrzyła na swoje lustrzane odbicie uśmiechając się. Cieszyła się, że będzie mogła spędzić tak interesujący wieczór. Nattaela jest wyjątkowo... ciekawą osobą. Leon i Noeila są mili i lubi z nimi rozmawiać, więc nie będzie źle! Do tego Isabel od pewnego czasu zachowuje się inaczej... jest jakby... milsza? To na pewno przez ten materiał o orkach, który pokazała jej w zeszłym tygodniu! To takie okropne, że niektóre zwierzęta są zabijane tylko i wyłącznie by ludzie mogli na tym zarobić! No jak tak można? Przecież to... nieludzkie!
Poprawiła swoją czarną sukienkę i jeszcze raz przejechała po ustach czerwoną pomadką zabraną matce, miała nadzieję, że ta nie zorientuje się, iż kolor pochodzi z jej kolekcji (marne szansę, Jane nie jest głupia). Wyszła z pokoju wcześniej, wyłączyła ładowarkę ze swojego telefonu z prądu, zgasiła światło i upewniła się, że Alexa nie ma w domu. Będzie miał problemy! Ojciec wyraźnie powiedział, że mają zostać w domu!
Zeszła na dół i gdy zobaczyła Noeilę i od razu się do niej przytula.
- Noeillanoeilanoeilanoeilaaaaa!
Noelia się zaśmiała i także przytuliła miłą osóbkę. Ona, jako gość Parkerów, była zaszczycona, że rodzice Rosemary uwzględnili ją także w zaproszeniu na kolację. W końcu kto by się przejmował biedną, ślepą dziewczyną? Po co im ona? Niech zostanie w domu! A oni myśleli inaczej. Zaprosili ją. Rodzina De von Wangol była dla niej taka miła. I to wszyscy. Uwielbiała ich.
- Rosemary! - powiedziała, rozpoznając ją. No bo przepraszam bardzo. Chyba nie trudno rozpoznać kogoś, kto się na ciebie rzuca za każdym razem, gdy cię widzi, prawda? - Co słychać? - zapytała.
Osobiście, Noelia popierała podejście Rosemary do wszystkiego - ratowanie orek, pomaganie ludziom, zwierzątkom i innym istotką. W sumie sama robiła by więcej niż ofiarowanie kieszonkowego (które wcale nie było takie małe!) na akcje charytatywne, ale uważała, że ślepa osoba... cóż, raczej nie wiele osiągnie w tego typu akcjach.
Tak jakby się zastanowić, to oczywiste było kto przybiegnie do drzwi jako pierwszy, no hello, Jane jak zwykle siedzi i męczy się w kuchni (gotuje najlepiej na świecie, więc gdy tylko może – przygotowuje posiłek dla rodziny), Isabel zawsze pojawia się z klasą, przecież nie będzie biegła, nie? A w jej stanie to szczególnie zabronione.  Dlatego siedzi jeszcze w pokoju i zastanawia się czy ma z niego wychodzić, a jeśli już z niego nie wyjdzie, to jak zagłuszyć radość siostry. Ona czasami drze się jak 5 latka...
Rosemary uśmiechnęła się promienie jakby miała nadzieję, że Noeila to zobaczy. Ona zawsze jest uśmiechnięta, takie dziwne dziecko.
- U mnie? Wszystko dobrze! - powiedziała radośnie, jej wzrok przeniósł się teraz na Leona i Natt.
- Natt, ślicznie wyglądasz! Pasuje Ci różowy, powinnaś częściej nosić takie kolory zamiast ubierać się tylko na czarno. Wiesz, postarzasz się tak tylko.
Potem przerwała bo mówiła to tak szybko, że zapomniała oddychać. I ładnie przywitała się z państwem Parker, a następnie wróciła do Noeili.
- Tak się cieszę, że przyszłaś!
- Cieszę się, że wszystko u ciebie w porządku. Jak tam akcja ratowania orek? - zapytała Noelia, rozglądając się dookoła, tak jakby miała nadzieję, że cokolwiek dostrzeże. Cóż... niestety dawno się pogodziła z tym, że nie zobaczy.
- Dziękuję bardzo, Rosemary. - Natt wygładziła sukienkę, uśmiechając się sztucznie. Niestety, na jej czole pokazała się żyła, która mówiła, że jest coraz bardziej zirytowana. Niech ktoś jeszcze wspomni o tej jej sukience, to nie wytrzyma. Już wolałaby siedzieć w bieliźnie!
Leon uśmiechnął się do Rosemary, tak samo jego rodzice. Rzucili ciche "dzień dobry" i zapytali o rodziców dziewczyny.
Noelia za to postanowiła podziękować za zaproszenie i w ogóle. Bardzo się cieszyła na tą kolację. W końcu niecodziennie jadają w takim towarzystwie!
Z dziennika shipperki double L, moje serce krwawi coraz bardziej, Rosemary chce zginąć, tego jestem pewna.
Po chwili jak na zawołanie, przyszła Jane, która wciąż na wyglądała na swoje 42 lata, no cóż, niektórzy już tak mają (jak zobaczyłam Sharon pierwszy raz to myślałam, że ma góra 36 lat), nie no dobrze się trzyma a nigdy na żadnych zabiegach ani czymś podobnym nie była. Dobre geny i tyle, o i jeszcze holenderskie powietrze!
- Daneila, William, jak dobrze was widzieć!-powiedziała, uśmiechając się podobnie jak córka, po chwili przyjrzała się Natt i strasznie się zdziwiła, ale postanowiła przynajmniej na razie niczego nie komentować.
Oboje starsi Parkerowie przywitali się z Jane, wymieniając uściski.
- Ciebie też bardzo miło widzieć, moja droga, tak dawno się nie widziałyśmy aż cały tydzień - powiedziała Daneila.
- Dziękujemy za zaproszenie - dodał William.
Tak po prostu działa małżeństwo Parkerów. Jedno zaczyna zdanie, a drugie je kończy. Aż trudno sobie wyobrazić, że ich małżeństwo zostało także zaaranżowane. Po prostu przystali na propozycję rodziców, a że dobrze się dogadywali - wzięli ślub. Przecież zawsze mogli się rozwieść, prawda? Pieniędzy mieli dużo, a rozwód to tylko formalność. Niestety, albo stety, śmierć ich pierwszego dziecka zbliżyła ich na tyle, że zaczęli na sobie polegać i po prostu - zakochali się w sobie! Taka urocza historia, cóż.
Jednak chciałam nawiązać do tego, że oboje byli przekonani, że z Leonem i Rosemary będzie tak samo, że po prostu się w sobie zakochają.
Marne szanse moi drodzy, marne szanse. Jedyną rzeczą, którą Rosemary kocha bardziej od króliczków są ORKI! I nic nie stanie na miejscu orek. A szczególnie tych z Majorki i ze Stalowej Woli.
Rosemary nie potrafiła stać w miejscu, cały czas ściskała ramię Noeili, bo tak strasznie chciałaby już sobie pójść do jadalni, jej informatorzy (nie ma informatorów, ale bardzo by chciała mieć!) twierdzili, że na deser będzie najlepsze ciasto czekoladowe jakie jej matka piecze!
Jane zaprosiła wszystkich by usiedli w jadalni, a następnie wróciła do kuchni by pilnować, gotującego się obiadu.
Parkerowie i Noelia poszli sobie do jadalni, oczywiście drogę znali lepiej niż we własnym domu, ciekawe czemu?
Noelia usiadła oczywiście obok swojej przyjaciółki, a po jej drugiej stronie Leoś. Natomiast Natt oddaliła się najbardziej od tych wszystkich ludzi, którzy jej nie znosili. Tak serio to pod stołem grała w Tetris na telefonie, ale przecież nikt nie zauważył, prawda? Jej rodzice rozmawiali sobie po cichu na jakiś ważny temat, który ją w sumie nie obchodził. Pewnie znowu chodzi o któryś hotel, bo o co innego mogło by im chodzić?
A Leoś perfekcyjne dziecko, słucha jak dziewczyny gadają o orkach z Majorki.


Rosie w końcu przestała opowiadać, jak to bardzo jej szkoda zwierząt bo któraś lampka w tej małej główce (która zazwyczaj nie działa), zapaliła się, dając jej do zrozumienia, że NIKOGO to nie obchodzi. Postanowiła zmienić temat rozmowy, jednak o czym to głupie dziecko może mówić, skoro ona się na niczym nie zna? Nawet nic o książkach nie może powiedzieć, bo ostatnio żadnej nie czytała. Zrobiło jej się smutno, jednak ona długo nie może być smutna. Po momencie, gdy dalej nic nie wymyśliła postanowiła ładnie spojrzeć na Leona z nadzieją, że on powie coś ciekawszego od orek. CHOCIAŻ NIC NIE JEST CIEKWSZE OD OREK. NIC.
Chyba, że króliczki.


Leoś pod presją wzroku Rosemary, spojrzał na Noelię i od razu do głowy wpadł mu pomysł. W końcu jest genialny, dlatego na pewno coś by wymyślił. Prędzej czy później, tym razem prędzej.
- Noelia, może opowiesz Rosemary o propozycji wystąpienia w tej nowej reklamie? - zapytał, patrząc na młodą De von Wangol.- No wiesz, tej o obronie praw zwierząt. WWF ją poprosiło - dodał, skierowawszy się do Rose.
Natomiast Natt, przysługująca się tej rozmowie (wcale nie z własnej woli, ma po prostu podzielną uwagę) wywróciła oczami. Wow, tym razem nie pasta do zębów? Ona też dostała kilka propozycji wystąpienia w reklamach i co, jakoś nikt z nich się tym nie chwali.


Ostatnio zmieniony przez Noelia Oliváres Mendoza dnia Nie 22 Lis - 21:34:45, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Rosemary de von Wangol

Rosemary de von Wangol


Age : 26
Skąd : Cardiff
Partner : Leon Parker

Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptyNie 15 Lis - 1:21:53

Rosemary ponownie się uśmiechnęła, a następnie spojrzała z uwagą na Noeille. WWF to według niej najwspanialsza organizacja na świecie, gdyby tylko mogła chciałaby być w połowie tak dobra jak ludzie pracujący w tej organizacji!
- Co? O czym? - zapytała, tym swoim przesłodzonym tonem.
Maryśka jest dziwna, nie próbujmy jej zrozumieć może jakoś się oganie po śmierci siostry ale bardzo w to wątpie. Nie da się jej zrozumieć, ona jest stu procentową indywidualnością, która toralnie nie ma za grosz normalności w sobie. Ale za to wszyscy ją kochamy i chcemy zabić.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptyNie 15 Lis - 1:30:15

Gdyby Noelia mogła zabić wzrokiem, to właśnie by to zrobiła, ale no niestety nie może. Noel (jak nazywał ją często Leon, gdy dziewczyna próbuje się wbić do grona chłopaków, rozmawiając z nimi, jak równy z równym o samochodach) była osobą skromną i nie chciała się nikomu chwalić o tym, że wystąpi w reklamie. Jeszcze zaczną uważać, że jest jakąś płytką osobą, która robi wszystko dla sławy, a jej sława nie potrzebna. W końcu po co osobie niewidomej fani?
W reklamie pasty do zębów wystąpiła tylko w trosce o zęby małych dzieci, a w tej chce wystąpić ze względu na zwierzątka.
- WWF prowadzi nową akcję, która mówi o tym, aby nie marnować wody i, żeby jej nie zanieczyszczać ze względów na organizmy, które w nich żyją... No wiesz, jest coraz mniej ławic - odpowiedziała dziewczyna, trochę cicho.


Ostatnio zmieniony przez Noelia Oliváres Mendoza dnia Nie 22 Lis - 21:35:14, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Rosemary de von Wangol

Rosemary de von Wangol


Age : 26
Skąd : Cardiff
Partner : Leon Parker

Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptyNie 15 Lis - 1:35:32

Rose na moment spoważniała, jednak ona nie potrafi być poważna dłużej niż piętnaście sekund, więc dokładnie po tym czasie ponownie się uśmiechnęła.
- Wow. Wow. Wow! To takie cudowne, że angażujesz się w takie cudowne sprawy, jesteś... Cudowna!-powiedziała uściskając ją.
Podziwiała Noeile, nie tylko za to, że jest dobrą osobą. Podziwiała ją za to, że mimo tego, że życie jej nigdy nie oszczędzało, ona zawsze pomaga wszystkim. Uważała, że dziewczyna zasłużyła na nagrodę, jest najlepszą osobą na świecie!
Martwi się dosłownie o wszystkich i do tego nigdy nie jest zła, zawsze jest miła i urocza.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptyNie 15 Lis - 1:39:08

Noelia uśmiechnęła się i także uściskała Rose. Po chwili do głowy przyszedł jej genialny pomysł, no bo skoro De von Wangol angażuje się w takie rzeczy, to może i ona mogłaby wystąpić w tej reklamie!
- Wiesz, jeśli chcesz... To myślę, że mogłabyś wystąpić razem ze mną - zaproponowała jej to. W końcu obie są super, czemu nie mógłby by wystąpić razem? Razem raźniej i te sprawy.


Ostatnio zmieniony przez Noelia Oliváres Mendoza dnia Nie 22 Lis - 21:35:30, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Rosemary de von Wangol

Rosemary de von Wangol


Age : 26
Skąd : Cardiff
Partner : Leon Parker

Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptyNie 15 Lis - 1:46:20

Rose momentalnie zbladła, nie no ona jest totalnie aspołeczna jeśli chodzi o jakikolwiek występ, ona nie potrafi zdania powiedzieć na wykładach, a co dopiero PRZY KAMERZE. Nie no ją chyba pogrzało! Za dużo na słoneczku przebywa, czy co? Albo coś bierze... Amfa? Koka? CO BIERZESZ? Witamina C? Magnez? Żelazo?
- J-ja? Ja się do tego totalnie nie nadaję, nie potrafię mówić tak ładnie, jak ty, nie, nie, nie. Ja jestem niezdolna, nie... Bo ty masz prawdziwy talent a ja się na tym nie znam... Nie... Lepiej będzie jeśli zostanę przy ratowaniu orek.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptyNie 15 Lis - 1:52:30

Noelia przez chwilę posmutniała, przecież to był świetny pomysł! Mogłyby sobie razem spędzić czas i pomogły by małym, biednym zwierzątkom!
- No dobrze, pamiętaj, że jeśli zmienisz zdanie, to propozycja jest nadal aktualna - powiedziała, znów się uśmiechając. A nóż, zmieni zdanie i wystąpi razem z nią? W końcu to będzie wspaniała okazja do wstępnia w szeregi WWF! Ale, skoro Rose nie chce, to nikt jej nie będzie zmuszał.
Leoś spojrzał zmartwionym wzrokiem na Rose. Czemu zareagowała tak nerwowo? A, że chłopak jest dość ciekawską osobą (oczywiście nie tak jak monitoring osiedlowy), postara się dowiedzieć jaki jest powód. W końcu Rose wydawała mu się taką śmiałą i uczynną osobą. Dlaczego nie chce pomóc przy reklamie na rzecz pomocy zwierzątek!?
Powrót do góry Go down
Rosemary de von Wangol

Rosemary de von Wangol


Age : 26
Skąd : Cardiff
Partner : Leon Parker

Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptyPon 16 Lis - 21:50:45

Rose jest najbardziej uczynną istotą na świecie, kocha wszystko i wszystkich. Ale jest z nią jeden problem (właściwie to jest ich kilkadziesiąt, rozpoczynając od problemów z psychiką, kończąc na podwójnych problemach z psychiką!) strasznie boi się opini ludzi, można uznać, że to jest jej wada. Ale nie chodzi o opinie związaną z ciągłą akcją ratowania zwierząt, bo to był słuszny cel, a ludzie się nie znają. Bardziej chodzi o opinię związaną z jej osobą, jej wyglądem itp.
Ale jako, że Marie nie potrafi być w innym stanie niż euforia, po chwili się uśmiechnęła przyjaźnie, patrząc na Noeile.
- Okej! Zapamiętam.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptyPon 16 Lis - 22:15:03

Rosemary de von Wangol napisał:
Rose jest najbardziej uczynną istotą na świecie, kocha wszystko i wszystkich. Ale jest z nią jeden problem (właściwie to jest ich kilkadziesiąt, rozpoczynając od problemów z psychiką, kończąc na podwójnych problemach z psychiką!) strasznie boi się opini ludzi, można uznać, że to jest jej wada. Ale nie chodzi o opinie związaną z ciągłą akcją ratowania zwierząt, bo to był słuszny cel, a ludzie się nie znają. Bardziej chodzi o opinię związaną z jej osobą, jej wyglądem itp.
Ale jako, że Marie nie potrafi być w innym stanie niż euforia, po chwili się uśmiechnęła przyjaźnie, patrząc na Noeile.
- Okej! Zapamiętam.
Blondynka uśmiechnęła się do Rosie, bo po prostu w jej towarzystwie nie dało się nie być w dobrym humorze. Tak samo jak nie dało się nie denerwować przy Natt, szaleć na zakupach przy cioci Daneili, rozmawiać o interesach z wujkiem Willem, a także wciągnąć się w wir zakładów z Leonem. Ci ludzie... Ich humor, zachowanie, hobby sprawiały, że Noelia przez chwilę mogła czuć się u nich jak w rodzinie. Przez moment mogła pozbyć się złych myśli, że prócz cioci, wujka i kuzynostwa nie ma nikogo, kto chciałby się nią zająć.
- Dobrze - przytaknęła Noelia. Natomiast Leon siedział zadowolony, że odciągnął temat rozmowy od siebie. W końcu jakoś niepewnie się czuł przy Rosemary. On po prostu miał inne podejście i bał się, że jak powie coś źle, to De von Wangol się rozpłacze lub załamie, albo po prostu nie będzie chciała go znać. A w sumie zależało mu na tym, aby mieć znajomości. W razie czego wie do kogo może dzwonić, kiedy aresztuje go policja i trzeba będzie wpłacić kaucję. A takich znajomych trzeba po prostu mieć!
Nattalea spojrzała na swoich rodziców, którzy coś za długo dyskutowali na jakiś temat. To na pewno nie był temat hoteli. Po pierwsze, nigdy by nie rozmawiali o interesach na kolacji u przyjaciół, dłużej niż pięć minut. Po drugie, zwykle wbijali się do rozmowy młodszych Parkerów, aby ich jak najbardziej ośmieszyć, wracając do historyjek typu: "A kiedy Natt uczyła się siadać na nocniku..." lub "Gdy Leoś był małym chłopcem..." czy cokolwiek, co miało na celu rozbawienie innych i, tym samym, ośmieszenie ich dwóch latorośli.
- Idę do toalety - mruknęła szatynka i wstała od stołu. Przechodząc obok rodziców, specjalnie zwolniła, aby usłyszeć o czym mówią. Zrozumiała tylko pojedyncze słowa: "ślub", "szczęście", "Leon"  i... "Rosemary".
Może i nie była zbyt dobra z matematyki, ale dwa do dwóch dodać potrafiła i od razu domyśliła się o co chodzi. W końcu nie raz rodzice wspominali o tym, że rody Parkerów i De von Wangol mieli się połączyć przez małżeństwa w przeszłość, jednakże... Nigdy nie myśleli, że autentycznie do tego dojdzie. I to przez zaaranżowane małżeństwo Leona.
Już to widzę, jak Leoś skacze z radości, pomyślała, uśmiechając się w myślach. I śmiejąc tym wrednym śmiechem.


Ostatnio zmieniony przez Noelia Oliváres Mendoza dnia Nie 22 Lis - 21:35:58, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Rosemary de von Wangol

Rosemary de von Wangol


Age : 26
Skąd : Cardiff
Partner : Leon Parker

Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptyPon 16 Lis - 23:53:01

I gdy przy stole zapanowała cisza jak w grobowcu faraona, w końcu państwo de Von Wangol postanowili się pojawić, usiedli do stołu i cisza dalej panuje. Podczas gdy Rose zastanawia się dlaczego są tak zabawną rodziną. Na pierwszy rzut oka, wszystko jest zupełnie normalnie. Kochająca się rodzina, miła atmosfera. Szkoda tylko, że po wyjściu gości wszystko się zmienia.
Gdyby tylko Isabel mogła gdzieś zniknąć.... Jej życie byłoby wtedy o wiele łatwiejsze. Głupia suka, że też ona musi być perfidną panną idealną. Chociaż raz chciałaby być lepsza od niej.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptyWto 17 Lis - 22:09:04

Rosemary de von Wangol napisał:
I gdy przy stole zapanowała cisza jak w grobowcu faraona, w końcu państwo de Von Wangol postanowili się pojawić, usiedli do stołu i cisza dalej panuje. Podczas gdy Rose zastanawia się dlaczego są tak zabawną rodziną. Na pierwszy rzut oka, wszystko jest zupełnie normalnie. Kochająca się rodzina, miła atmosfera. Szkoda tylko, że po wyjściu gości wszystko się zmienia.
Gdyby tylko Isabel mogła gdzieś zniknąć.... Jej życie byłoby wtedy o wiele łatwiejsze. Głupia suka, że też ona musi być perfidną panną idealną. Chociaż raz chciałaby być lepsza od niej.
Gdy tylko Nattalea wróciła i usiadła na poprzednim miejscu, matka Parkerów odchrząknęła, aby zwrócić na siebie uwagę. Tak, to wielki moment, zaraz ogłoszą wspaniałą nowinę. Ciekawe czy dzieci będą się cieszyć tak samo jak ona. W końcu teraz bez przeszkód mogłaby spotykać się ze swoją przyjaciółką (starszą De von Wangol) i mogłaby ją nazywać rodziną. Już jako dziecko marzyła, aby z teściami swoich pociech, żyła jak w jednej wielkiej rodzinie. Chciała, aby w jej domu nigdy nie brakowało ciepła i rozmowy.
- Leonie, Rosemary, my, ja i Will, razem z Jane i Anthonym, chcemy powiedzieć wam, że ze względu na to co łączy nasze rodziny, chcielibyśmy połączyć je przez małżeństwo... Wasze małżeństwo - powiedziała Daneila.
- Chcemy powiedzieć, że od dzisiaj jesteście oficjalnie zaręczeni - dodał William, jak zwykle kończąc za żonę.
Nattalea, gdyby w tej chwili coś piła, na pewno by to wypluła na siedząca obok Noelię lub panią De von Wangol. O mało nie zadławiła się powietrzem, tak bardzo się śmiała.
No i ta bezcenna mina Leona, wyrażająca wszystko poza uczuciami - czyli nic. Taki Poker Face, a czemu nie? Przez chwilę musiał przetrawić wszystkie wiadomości, które zostały powiedziane i spojrzał na Rosemary, aby może zaprotestowała, albo coś... Bo jemu, oczywiście, jako dżentelmenowi nie wypadało odrzucać zaręczyn. A w końcu.. Czemu nikt nie pytał ich o zdanie. Może zapytali Rose, a jego nie? Nie... Przecież dziewczyna od razu by mu powiedziała... Więc jak to możliwe, że ich rodzice zorganizowali to wszytko bez ich wcześniejszego poinformowania?


Ostatnio zmieniony przez Noelia Oliváres Mendoza dnia Nie 22 Lis - 21:36:34, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Rosemary de von Wangol

Rosemary de von Wangol


Age : 26
Skąd : Cardiff
Partner : Leon Parker

Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptyNie 22 Lis - 1:17:21

Zupełnie przypadkowo ulubienica rodzina postanowiła iść się przywitać, jednak słysząc, że jej wspaniali rodzice obwieścili jej okropnej siostrze tak interesującą wiadomość, wróciła do pokoju, żeby w spokoju tarzać się ze śmiechu. Oczywiście, że wiedziała o tym dużo wcześniej. Sama nawet namawiała matkę, że jest to słuszna decyzja. Jane od początku nie była przekonana do tak szalonego pomysłu, według niej to naruszało podstawowe prawa ludzi. Jednak ona nie miała praktycznie nic do powiedzenia. W jej rodzinie zwyczaj aranżacji małżeństwa byłby nie do pojęcia... W tej sytuacji jedynie co mogła robić to albo przeklinać w myślach męża lub zaakceptować decyzję podjętą za jej córkę i mieć nadzieję, że choć po części, może za jakiś czas będzie szczęśliwa.
Wiadomość ta spadła na Rosemary jak grom z jasnego nieba, nigdy nie pomyślałaby, że jej rodzina jest w stanie ją aż tak skrzywdzić. Przedewszystkim ona oczywiście uwielbiała Leona. Ale jako przyjaciela nikogo więcej, wizja spędzenia z nim życia... była okropna. Chciała ją jak najszybciej wykreślić ze swojej głowy, ale tak się chyba nie dało. Przecież ona popełni samobójstwo, nie no. JAK TAK MOŻNA!
Rose stanowczo ma syndrom księżniczki. Od kiedy była malutka wyobrażała sobie, że kiedyś znajdzie swojego księcia z bajki i będą żyć razem w ekodomku (może z bambusa?), a w tym ekodomku będą bardzo szczęśliwi razem z kotami. A Leon na milion procent nie jest księciem! ONA CHCE KSIĘCIA napisałam księdza, ksiądz też się przyda!
Aktualnie chciało jej się płakać, jakim prawem ci ludzie decydują o jej przyszłości?! No dobra. Są jej rodzicami. No dobra. Płacą za jej edukację. No dobra, jakieś prawo tam mają! Ale to nie średniowiecze! Nie jest rzeczą, którą można po prostu komuś oddać bo taka jest tradycja rodzinna.
- Żartujecie tak? To głupi żart? Haha. Uśmiałam się - powiedziała, próbując się uśmiechnąć.
Powrót do góry Go down
Leon A. Parker
Admin
Leon A. Parker


Age : 26
Skąd : Bergen, Norwegia
Partner : Rosemary De von Wangol

Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptyNie 22 Lis - 13:36:09

Rosemary de von Wangol napisał:
Zupełnie przypadkowo ulubienica rodzina postanowiła iść się przywitać, jednak słysząc, że jej wspaniali rodzice obwieścili jej okropnej siostrze tak interesującą wiadomość, wróciła do pokoju, żeby w spokoju tarzać się ze śmiechu. Oczywiście, że wiedziała o tym dużo wcześniej. Sama nawet namawiała matkę, że jest to słuszna decyzja. Jane od początku nie była przekonana do tak szalonego pomysłu, według niej to naruszało podstawowe prawa ludzi. Jednak ona nie miała praktycznie nic do powiedzenia. W jej rodzinie zwyczaj aranżacji małżeństwa byłby nie do pojęcia... W tej sytuacji jedynie co mogła robić to albo przeklinać w myślach męża lub zaakceptować decyzję podjętą za jej córkę i mieć nadzieję, że choć po części, może za jakiś czas będzie szczęśliwa.
Wiadomość ta spadła na Rosemary jak grom z jasnego nieba, nigdy nie pomyślałaby, że jej rodzina jest w stanie ją aż tak skrzywdzić. Przedewszystkim ona oczywiście uwielbiała Leona. Ale jako przyjaciela nikogo więcej, wizja spędzenia z nim życia... była okropna. Chciała ją jak najszybciej wykreślić ze swojej głowy, ale tak się chyba nie dało. Przecież ona popełni samobójstwo, nie no. JAK TAK MOŻNA!
Rose stanowczo ma syndrom księżniczki. Od kiedy była malutka wyobrażała sobie, że kiedyś znajdzie swojego księcia z bajki i będą żyć razem w ekodomku (może z bambusa?), a w tym ekodomku będą bardzo szczęśliwi razem z kotami. A Leon na milion procent nie jest księciem! ONA CHCE KSIĘCIA napisałam księdza, ksiądz też się przyda!
Aktualnie chciało jej się płakać, jakim prawem ci ludzie decydują o jej przyszłości?! No dobra. Są jej rodzicami. No dobra. Płacą za jej edukację. No dobra, jakieś prawo tam mają! Ale to nie średniowiecze! Nie jest rzeczą, którą można po prostu komuś oddać bo taka jest tradycja rodzinna.
- Żartujecie tak? To głupi żart? Haha. Uśmiałam się - powiedziała, próbując się uśmiechnąć.
Leon już lekko zrozumiał co jego rodzice mieli na myśli, mówiąc to co powiedzieli i szok go opuścił. Teraz została tylko złość i jakby... Zawód? No bo tak: chłopak nie miał nic do De von Wangol, bo nigdy nic mu nie zrobiła, poz tym była zawsze taka wesoła i w ogóle. Przyjaźniła się z Noelią i traktowała ją jak normalną nastolatkę - a nie każdy mógł zaakceptować jej ślepotę. Poza tym, akceptowała jego siostrę - co nie zdarzało się tak często. Rose była naprawdę dobrą osobą, w przeciwieństwie do niego, dlatego ślub z nim zniszczył by ją. Dziewczyna, która ratuje orki nie pasowała do jego towarzystwa i, przede wszystkim, do niego.
- Nie, kochanie, to nie żart - powiedziała Daneila, uśmiechając się wesoło. A Leon słysząc to, poczuł się jakby go spoliczkowała. Jego matka, którą szanował jak nic innego na świecie, która była dla niego równie dobrym przykładem jak ojciec, właśnie mentalnie go spoliczkowała. A nigdy tego nie zrobiła. Ani fizycznie, ani mentalnie.
- To musi być żart - powiedział Leo, patrząc na swoich rodziców. Może, to co powiedział, nie było zbyt inteligentne, ale był w szoku, to co miał zrobić. Po raz pierwszy w życiu, Leon Parker nie wiedział co powiedzieć.- Jak możecie zaręczać nas bez wcześniejszego ustalenia tego z nami? Bez pytania nas o zgodę? Małżeństwo to poważny krok, tak samo zaręczyny, pomyśleliście o tym, że przede mną i Rose, jest jeszcze całe życie? Że mamy jeszcze czas na ślub, rodzinę?


Ostatnio zmieniony przez Leon A. Parker dnia Nie 22 Lis - 21:28:20, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Rosemary de von Wangol

Rosemary de von Wangol


Age : 26
Skąd : Cardiff
Partner : Leon Parker

Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol EmptyNie 22 Lis - 14:09:42

Rose była w szoku, nie pozostawała w szoku tak długo od czasu, gdy dowiedziała się, że święty Mikołaj nie istnieje. Czuła się jak małe dziecko, któremu postanowiono zniszczyć całe spojrzenie na świat, praktycznie wszystko co znała, na co miała plany zrobiło BUM! I teraz miała problem z określeniem kim tak naprawdę jest. Za dużo sprzeczności, stanowczo za dużo. Jeszcze trochę i Rose stanie się złą dziewczynką i będzie kłócić się z rodzicami! A to bardzo nie w jej stylu. Marie zawsze była dobrą dziewczynką, która nigdy nie dostała szlabanu, zawsze nienaganie zachowująca się (nawet nauczyciele w szkole byli tego zdania, zawsze stawiali ją jako wzór dla reszty bandy). Ale w tej chwili, ujawniła się ta część jej charakteru, której wydawało się, że nie ma.
Rosemary wstała odsuwając krzesło i rozglądając się po jadalni.
- Nie, jestem pełnoletnia i nie macie prawa ustawiać MOJEGO życia. Według powszechnej deklaracji praw człowieka...- zaczęła.
- Przestań szpanować definicjami z podręcznika do wosu - wtrąciła się nagle Isabel, która postanowiła udawać dobrą córkę, więc weszła i zajęła miejsce obok matki - Nie masz nic do powiedzenia, prawda tatusiu?
- Rose zachowuj się. Decyzja zapadła.
No a Rosie wyszła trzaskając drzwiami. Zabawne. Jane chciała za nią pobiec ale niestety, została zatrzymana.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Rezydencja De von Wangol Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja De von Wangol   Rezydencja De von Wangol Empty

Powrót do góry Go down
 
Rezydencja De von Wangol
Powrót do góry 
Strona 1 z 4Idź do strony : 1, 2, 3, 4  Next
 Similar topics
-
» De von Wangol
» Rosemary De Von Wangol
» Isabel de von Wangol
» Alexander De Von Wangol
» Jane de von Wangol

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
our empire :: Fabuła :: Domostwa-
Skocz do: